czwartek, 31 marca 2011






cieknie od łez bielizna na sznurku





środa, 30 marca 2011

you never call me wher you're sober


nie pozwól, żeby jakiś bydlak sobie pomyślał, że jesteś jego własnością. Każdemu z nich się wydaje, że jak pójdą z Tobą do łóżka, to już może cię potem nazywać idiotycznym zdrobnieniem zamiast imienia, klepać po boku jak krowę i przestać przepuszczać w drzwiach. Nic bardziej mylnego moja droga.

( Jakub Żulczyk )




oczu chmurność


( zdjęcie stare bardzo, wyszperane )

Pół miasta obleciałam i trzy oddziały urzędu marszałkowskiego, aż dotarłam w odpowiednie miejsce. Na końcu okazało się, że departament kultury i edukacji znajduje się po drodze na moją uczelnię i, że mogłam zajść tam idąc na zajęcia. Ale cóż. Przynajmniej przeszłam się i dotleniłam. A medycy mają świetny akademik. Pewnie tam straszy :). No i można byłoby robić tam świetne zdjęcia na starych posadzkach, klatkach schodowych... Dobra. Nieważne. Teraz trzymać kciuki. Tak w ogóle, to trzymać kciuki także za pewien konkurs, na który już dawno wysłałam swoje prace, a jutro jest ostateczny termin zgłoszeń. Oby szybko ogłosili wyniki, bo zje mnie przejęcie ( fajnie by było coś zdobyć, chociaż tam chyba nie gustują w zdjęciach mojego typu ). Poza tym... W tym roku mam jeszcze jedną opcję konkursową i mam nadzieję to zrobić :)
A teraz słucham Grechuty i losuję jaką książkę zacząć czytać.


wtorek, 29 marca 2011

...

zamroziłam naskórek pod lodowatą wodą
twarz parowała
z oczu zdzieram szron i nie wiem kim byłam
przed godziną i wcześniej





( już dobrze)





bittersweet

Gdyby mi ktoś powiedział, gdybym miał choć odrobinę gwarancji, że będę mógł być z Tobą, choć przez rok, choć przez pół roku, a potem - śmierć, to bym pojechał do Ciebie. To nie melodramat; to wyznanie tego, który na pewno - z całym idiotyzmem i kabotynizmem - najwięcej Cię kochał. W końcu przyjdzie taka noc. kiedy prześpisz się z innym. Ja Ci się nigdy nie podobałem, ale to inna sprawa. Mnie lepiej być pijanym, niż myśleć, że ta chwila w końcu przyjdzie. Ale jeszcze nie rób nic ostatecznego. Jesteś taka młoda. Masz jeszcze czas. Każdy chce być szczęśliwy. Ja chciałem być szczęśliwszy od innych. Ale Bóg mnie ukarał. Balem się o Ciebie. Wiesz czego się bałem. Ale dzisiaj, to wszystko co nas dzieliło, nie wydaje się tak ważne.

Trzeba być bardzo pijanym, żeby moc tak pisać. Ale mówię Ci - gdybym miał gwarancję, że będę z Tobą chociaż rok, a potem mnie zabiją - przyjechałbym do Ciebie. Nie ma, nie było - okazuje się - nic ważniejszego od Ciebie. Ale nie da mi nikt choć tej odrobiny. A w końcu wszystko jedno, gdzie człowiek jest cudzoziemcem. Ale czekaj. Jeszcze czekaj. Jesteś taka młoda. To nic nie znaczy, bo powinnaś właśnie teraz być szczęśliwa. Ale ja też jestem sam: pamiętaj, że jestem zupełnie sam i wszystko, czym żyję, to panna Czaczkes. Jeszcze trochę czekaj Jeszcze trochę, ja też nie jestem szczęśliwy.
Czekaj, czekaj.


(list M. Hłaski do A. Osieckiej, 7.12.58r )





a na Próżnej nadal kręci się karuzela


Ty wiesz, że dłonie mam zimne i stopy, że serce ciepłe. Skórę mam cienką jak kożuszek z mleka, prześwietla ją słońce, staję się błękitna. Stanę pod słońce, a Ty licz moje naczynia krwionośne i pieprzyki, które będą jedynymi nieprzezroczystościami mojego ciała. Zobacz ciszę i motyle, o których mówiłam Ci kiedyś, że mnie łaskoczą od środka. Przyjrzyj się w sercu czerwieńszemu niż u innych, tam odpływa cała moja krew, nie wiadomo gdzie się mieści, bo serce małe jak zaciśnięta pięść, lecz otwarte jak ramiona, jak zielone drzwi, za którymi spokój wody zmieszany z niepokojem ognia.




---




Odwodnienie.



poniedziałek, 28 marca 2011

obudź się, przebiśniegu


Wiosnę przyniosłam ze sobą do pokoju( ale ciiii, bo przecież chroniona ). Chmury na niebo naszły, a tu cisza i słońce. Już spokój. Już dobrze.


I need you from Hannes Caspar on Vimeo.



( do obejrzenia )





P.S. Umowa podpisana, dotarła. Zatem mogę powiedzieć na ucho, że moje zdjęcie będzie na okładce książki :)




sobota, 26 marca 2011

nie pójdę dziś na bal.


Ach! Mówi Pan, że zabrałby mnie Pan na bal. Bardzo miło z Pana strony, lecz na bale nie mam dziś ochoty. Mnie dziś głowa boli, dwa palce i świat. No co też Pan! Dziś już to nie minie. Może za dzień, za dwa. Ale nie dzisiejszej nocy, gdy przy mnie Pan. Że też dziś wymyślił Pan ten maskowy bal, a ja maskarad miałam dziś aż nadto. W sklepie, na ulicy, w łóżku z innym Panem. I sukienki nie mam żadnej. Chyba Pan oszalał, że po drodze kupię jakąś! Nie ma mowy! Na bal dziś nie mam ochoty. Tyle Pan ma dam, a wszystkie z jednej ulicy. Czemu akurat dziś do mnie Pan przyszedł? Zatańczyć? Ze mną? No co też Pan? Ja dziś tańczyć nie umiem. Dziś, nie widzi Pan, jak po mnie spływa świat? Nie ma mowy, cóż za niedorzeczność! Nie zostanie Pan u mnie na wieczór, nawet na filiżankę kawy nie. Dziś kawy nie wydaję, skończyła się. Tylko wino zostało i pół litra wódki. Nie będzie Pan ze mną pił, bo to i tak nie starczy na dzisiejsze smutki. Czym się trapię? Co mnie boli? Pan.







piątek, 25 marca 2011

...


Powtarzany codziennie refren przeciwny do słynnego vanitas vanitatum et omnia vanitas. Mantra dobrych myśli. Niewymuszone to wszystko - i to zupełnie porywające, podrywające na wysokość samej jej wysokości egzosfery. Tu gdzie jestem widać gwiazdy z bliska i można leżeć w chmurach bez zamarzniętych rzęs. Jaskółki ogląda się od góry. Nieważne wcale, że mieszkam na siódmym piętrze i to, co mówię, może wydawać się niedorzeczne. Jeśli deszcz przestaje być przeszkodą do uśmiechu, wtedy można wszystko. Nadal są rzeczy, których się boję. Nadal są dni, kiedy nie można powstrzymać łez. Jednak to nie jest nic złego, jednak łzy nie są już z rozpaczy ( częściej to wzruszenia, częściej szczera reakcja ). Słabości, lęki, błędy - to wszystko jest ludzkie. I wcale nie są po to, by wgniatać nas w ziemię, wcale. Wszystko musimy przeżyć i iść, iść, iść. Spokojnie, swoim własnym tempem.





( eksperymentuję z tymi akwarelami... tak przed snem )




czwartek, 24 marca 2011

lost in the river of sorrow


( czyli kolejne rysy wyobraźni i tłumionych bóli z dalekiej przeszłości, które już dawno nie mają miejsca )



środa, 23 marca 2011

kobiecość jest cechą bolesną



( i pozwolić dorwać się mnie samej do mojej wyobraźni )



jesteśmy swoją pamięcią, chimerycznym muzeum zmiennych kształtów, stosem potłuczonych luster.

( Jorge Luis Borges )




marznę

U kobiet krew płynie w sercu. Dlatego zawsze marzną im palce.

( Tilmann Bunz )

wtorek, 22 marca 2011

poniedziałek, 21 marca 2011

akwarelą


( dziś jakoś wyczerpał mi się zapas słów... to dobrze : )


niedziela, 20 marca 2011

koniec zimy


Jutro utopią mnie w rzece. Podpalą włosy. Przeklną mnie za wszystkie zbrodnie popełniane z zimną krwią. Za setki zamarzniętych kotów. Za lisa, który wpadł do wody i nie zdążył uciec przed zamarzającą taflą ( tylko głowa została ponad lodem ). Za kilku zwiniętych w kłębek, którzy zasnęli na ławce. Za zmarznięte serca odchodzące od siebie na dwa różne bieguny. Podpalą mi serce, choć myślą, że nie posiadam tego miejsca. Bezwładne, mroźne dłonie popłyną z prądem. Łabędzie rozdziobią mnie na drobny mak. Zakwitnę czerwienią na wiosnę.



sobota, 19 marca 2011

a thief, a whore and a liar




i feel only air and I not you not love just nothing






no bo skąd



Taka jestem zazdrosna o ciebie,
O papieros, który palisz,
O gazetę, którą czytasz,
O twój głos, gdy się oddalisz,
O tych ludzi, których witasz...
Taka jestem zazdrosna o ciebie...
Nie, nie wzruszaj ramionami.


Co ty widzisz w tej dziewczynie,
ani zgrabna ani ładna...
Powiedziałeś, że to minie,
więc dlaczego cię ukradła?
Pusta ulica, pusty dom,
Ludzie jak cienie, obcy kąt,
A ciebie nie ma - no bo skąd...
A. Osiecka











piątek, 18 marca 2011

sercątko


Chciałam, żeby miłość odrosła jak skoszona trawa. Niech rośnie inaczej, jak zęby dzieci, jak włosy, jak paznokcie. Niech rośnie jak chce. Przerażał mnie chłód prześcieradła, a potem ciepło, które przychodziło, kiedy leżałam. (...) Oddycham już tylko jak warzywa w ogrodzie. Czuję cielesną tęsknotę za tobą.


Herta Muller Sercątko






( dziś szybkie zdjęcia z Betty, po czym mam już 6 filmów do wywołania... i nadal drży we mnie obraz ulicy Próżnej... )




czwartek, 17 marca 2011

co się zdarzyło na Próżnej...


A on był dla niej jak młody bóg,
żebyż on jeszcze kochać mógł.






( to był przepiękny dzień.........mam nadzieję, że uda mi się bezkolizyjnie wyciągnąć zerwany film z aparatu... )


środa, 16 marca 2011

trzy kolory


( za dwa tygodnie zdjęcia w tym świetle, w czerwonym kardiganie, bez łańcuszka na szyi, z takim ładunkiem emocji, że strach, iż pęknie film w aparacie... będę przesuwać się wraz ze światłem w pokoju. To tylko teścik.)



Mów głośno o tym, co chcesz żeby się zdarzyło.















cage


My body is a cage that keeps me
From dancing with the one I love






wtorek, 15 marca 2011

miłość w czasach zarazy

swego czasu powiedział jej coś, czego nie mogła pojąć: ludzie po amputacji czują bóle, łaskotki, mrowienie w nodze, której już nie mają. i tak teraz wyglądało jej życie: czuła go tam, gdzie już go nie było.
( Marquez )
















dziś trzymałam dziecko na rękach. przytuliłam się do jego policzka. i pękło mi serce.











brak źrenic


Dom Studenta 11. Pokój na wysokości Słońca. Światło pada prosto w moje oczy i staję się kotem. Wyleguję się na słońcu. Przeciągam się. Układam palcami pościel pode mną, by miała idealny kształt, w który można wpisać moje ciało. Mruczę na kwiecistej kołdrze.



mrrrrrrrrrrrrrrrrrr....






( i tylko brak brzuszka, w który można byłoby wbić pazurki )








poniedziałek, 14 marca 2011

ekhart


życie składa się z małych chwil, nie z wielkich















( Bardzo bym chciała powoli o wszystkim Ci przypomnieć.Na pewno, kształty, barwy, dźwięki, smak.Na pewno zapach czerwcowego dnia. Na pewno wiarę, że istnieje świat. )

















niedziela, 13 marca 2011

krótka forma


On był tylko jej nauczycielem języka polskiego w liceum. Ona była tylko jego uczennicą w wieku, w którym kurator nie pilnuje jej cnoty. Relacja zwykła, ze szkoły z wyższymi wymaganiami, z klasy humanistycznej, z klasy e. On wykładał o eufoniach brzmieniowych, porównaniach homeryckich i czasem czytał wiersze, fragmenty lektur na głos. Ona słuchała szukała w wierszach eufonii brzmieniowych, układała porównania homeryckie na kolanie przed lekcją i czasem czytała wiersze i fragmenty lektur na głos. Relacja jak każda inna, niezauważalna, żadna, konieczna. On w pierwszej ławce. Ona w ostatniej ławce pod oknem ( bo miała tam piękny widok na dachy, wracające wiosną ptaki i czarne chmury ). On w białej koszuli. Ona w czarnej sukience. Dwa odległe bieguny. Początek i koniec zdania. Wstęp i zakończenie książki niezłączone klamrą. Synonim i antonim. Daleko im do siebie strasznie.
Ale...
Był taki jeden dzień, w którym nauczyciel w białej koszuli potrzebował do duetu kobiecego głosu. Spojrzał po sali pełnej zapatrzenia w jego biurko, pełnej błagania o zabranie głosu. Ona tylko oczami patrzącymi w wieczną dal, nie zwróciła uwagi na to, co dzieje się w klasie. Miała osiemnaście lat, a nadal wolała nieodpowiedzialnie, bez wpływu na to, co dzieje się za oknem i przed nim, wypatrywać pierwszych żurawi zahaczających o wieżę kościoła świętej Katarzyny. Usłyszała swoje imię. Oderwała wzrok od chmur i spojrzała na niego. Pierwszy raz spojrzała w oczy swojego nauczyciela, pierwszy raz słyszała swoje imię wypowiedziane z jego ust ( zawsze celował w nią nazwiskiem lub panią z końca ). On pierwszy raz spojrzał w jej oczy i choć miał lat osiemnaście-razy-dwa, pierwszy raz widział takie oczy patrzące na niego.
- Stachura. Pokocham ją siłą woli.
- Stachura? Przecież dziś pada deszcz.
- A jaki ma to związek? - spytał po chwili ciszy.
- Taki, że będzie bardzo smutno, Proszę Pana, będzie tak, że...
- Czytaj, E. Ja przeczytam z Tobą.
Deszcz spływał długo po oknach. Jarzeniówki brzęczały monotonnie. Ktoś chrząknął. Wstała. Podeszła do jego biurka. Usiadła naprzeciwko. Niespotykanym u niego drżącym głosem zaczął. Niespotykanym u niej drżącym głosem przeczytała swoją kwestię. Nic w świecie nie wskazywało na to, że właśnie stało im się do siebie bliżej niż blisko; że początek i koniec książki są złączone klamrą. Teraz siedzieli przy jednym stole. Teraz on był mężczyzną od Stachury. Teraz ona była kobietą od Stachury. Teraz byli w jednej książce. Teraz byli jednym opowiadaniem. Gdy on czytał, Ona wpatrywała się w jego usta, wpatrywała się w jego głos, który nagle pokochała. Gdy czytała ona, wpatrywał się w jej usta, wpatrywał się w jej głos, który nagle pokochał.
- Czy chciałbyś być tym mężczyzną? - przeczytała i spojrzała na niego oczami, które zawsze patrzyły tylko w dal, pełnymi tęsknoty i nadziei, zawsze w dal. On spojrzał na nią, a ona w jego oczy, w których zobaczyła tęsknotę i nadzieję i kolory wszystkich pór roku, kolory nieb o wszystkich porach dnia i już wiedziała, że są to oczy, w które chce patrzeć do końca życia, od których mogłaby nie odrywać wzroku, który zawsze kierowała za okno. Ona spojrzała na niego oczami, które zawsze patrzyły w dal, i dostrzegł w nich zieleń traw i nadziei, ciepło i tęsknotę, dostrzegł w nich to, czego brakowało mu przez całe, dwa-razy-dłuższe-niż-jej życie. W jego oczach była ta dal, w którą wpatrywała się całymi dniami, w końcu dotarła wzrokiem w miejsce, którego szukała za horyzontami. W jej oczach był ten spokój i dom, których szukał z bezdomnym sercem. I od teraz nie czytali już, bo przecież oboje znali tekst na pamięć.
- Chcę - i serce zadrżało mu pod białą koszulą. I serce zadrżało jej pod czarną sukienką. I wybuchło słońce. I wszyscy wyszli z klasy w dziwnej ciszy, jakby poczuli, że właśnie na świecie stało się coś wielkiego, jakby czcili cud minutą ciszy.
- Chcę - powtórzył - Chcę, tylko proszę Cię, nie bądź snem. Nie bądź snem. A jeśli nim jesteś, to proszę, nie każ mi się budzić. Proszę Cię.
I tym razem nie odwróciła oczu w stronę okna. Patrzyła na niego i kawałek po kawałeczku, zaczynała go kochać. Białą koszulę. Drżący głos. Oczy w kolorach świata. Kąciki ust. Kilkudniowy zarost. Szczupłe, kościste, dostojne dłonie. Pieprzyki, których naliczała coraz więcej. Miejsce po lewej stronie, z którego spadł mu kamień. Jego unoszące i opadające płuca. Jabłko Adama. Nadgarstki. Żyły wyraźnie widoczne. Pokochała go całego.
- Jesteś tym jedynym mężczyzną, któremu tak najzwyczajniej w świecie, jak podarek imieninowy czy urodzinowy, chciałabym podarować całe moje życie.













co dalej? nie wiem...








nagle



Nagle wszystko się zmieniło. Telefony ucichły. Skrzynka pocztowa nie kwitnie niezapominajkami. Herbata nie smakuje tak samo, a Słońce dziwnie ciemnieje. Pościel bez śladów. Prześcieradło leży jak leżało na łóżku. Zegary tykają głośniej, boleśniej. Pokój nie jest już pokojem, a czworokątem niepokoju. Czerwony ręcznik. Czerwone myśli. Paznokcie czarne. Wiatraki z opuszczonymi ramionami, nie-niesione przez wiatr. Cisza. Już nawet gałęzie boją uderzać o siebie wzajemnie. Tylko koty przerywają niemy film tęsknoty krzykiem udawanej niezależności.

Później jest dzień. Później jest noc. Rytuał codziennego radzenia sobie z upadaniem i wstawaniem. Bolą kolana, lecz idziesz dalej. Bolą załzawione oczy, lecz wytężasz wzrok, szukasz uśmiechu w pąkach drzew. W sercu przeciąg po amputacji tego bardzo ważnego miejsca.

Na szczęście mam świat pod stopami tak zapierający dech w piersiach. Na szczęście mam przyjaciół. Na szczęście nadal mam siebie.

Czasem może boleć... Ale to nie znaczy, że nie można żyć.





sobota, 12 marca 2011

cofnęłabym czas, ziemię okręciła w przeciwną stronę, na chwilę zgasiłabym słońce
by niektóre słowa wypowiedziane przeze mnie nie docierały do Ciebie



muszę kupić magnez, bo drży mi lewa powieka



Jeśli nie możesz czegoś zmienić, musisz to znieść.
Tajemnica Brokeback Mountain






Czasem cierpię na wylew słabości. Ale tylko czasem.


piątek, 11 marca 2011

gdzie żurawie mają swój dom?







krzyczę jak żurawie kluczem otwierające niebo







Co za dzień, ten wczorajszy! Polował na mnie jak na dziką łanię! Najpierw zamknął mnie w windzie i nie chciał wypuścić. Gdy już się z niej uwolniłam , to próbował mnie rozjechać czarnym SUV'em BMW, kiedy ja miałam zielone światło ( jeden krok! jeden oddech! i byłoby! ). Później dzień tak zawirował i zlikwidował wszystkie poręcze i zbyt blisko była rzeka. A teraz męczy mnie moralniak dnia wczorajszego i kac okrutnik wczorajszej nocy.




czwartek, 10 marca 2011


Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.

( Vincent Van Gogh )






środa, 9 marca 2011

brzemienna


Nosiła w łonie kopiący kłębek bólu. Pod sercem nosiła drugie serce, niekształtne, liche i sine jak usta przodków wypędzonych na Syberię. I pewnego dnia, a miał być to dzień w kolorze bieli i zieleni, obudziła się w kałuży małej śmierci. Ktoś przeprowadził aborcję na otwartym sercu.





serce niewarte zaistnienia





do niczego jesteś, córuś, nic nie jesteś warta


Czasem skręca się kostkę. Czasem nadgarstki wykręca z tęsknoty. Ścierała kurz z półek coraz cięższych od ciszy. Nieobecność zamieszkała między stronami książek, które czytała powolnie. Każdego ranka wyciskała poduszkę i prześcieradło nasiąknięte wspomnieniami. Lodówka była tylko po to, by przechowywać w niej filmy i czasem udawać, że to światło zapala się tylko dla niej ( czasem też po to, by schłodzić alkohol, po którym kładła się na łóżku, zsuwała majtki i oddychała w tym samym tempie co ruch palców ).


Czasem nadgarstki wykręca z tęsknoty, bo kurz ściera się codziennie, książki ciężkie i głowa ciężka, wyciskanie poduszek męczące, lodówka zimna...




wtorek, 8 marca 2011

el tango de roxanne


Roxanne, nie musisz zakładać dziś tej sukienki.

Założę dziś tę sukienkę i pójdę tam, gdzie należę. Na czerwony plac zadymionych ust, na czerwone usta, na czerwone prześcieradła zmieniane po każdej nocy. W splądrowanych przestworzach ramion będę chować jednego z tych nieprzypadkowych przechodniów nie patrzących w oczy. Jednego przez całą noc. Będę odgrywać rolę kochanek, Pań, niewolnic; związywać mu ręce, robić to, co rozkaże. Będzie pieprzył mnie na wskroś, przygniatał ciężkim zapachem drogich perfum.Wepcha swoje papierosowe palce w moje usta, we mnie. Wepcha się we mnie ciężkim oddechem. A ja będę udawać, że go kocham, że jest jedynym mężczyzną na ziemi. Muszę tylko pamiętać nie całuj, nie dotykaj pleców. Wstanę cicho, bez niczyjej pomocy, na stoliku zastanę wypłatę za jedno-nocną miłość. Nie wezmę pieniędzy. Nocą znów wrócę na czerwone prześcieradło, by... szukać miłości. Będę czekać, aż któryś z przechodniów będzie przypadkowy, spojrzy mi w oczy i zostanie ze mną na noc, ze mną, nie będzie kazał mi udawać, a rano obudzę się z nim, nie z pieniędzmi przyciśniętymi nocną lampką. I tego ranka powie mi chciałbym nigdy nie zastanawiać się, nawet przez chwilę, czy Cię kocham, bo wtedy znaczyłoby, że już przestałem.


Roxanne, nie musisz sprzedawać się nocą.





jej rejon to był plac pigalle


Cisza. Słońce. Godzina przez miasto autobusem ( lubię komunikację miejską, gdy autobusy są jeszcze puste, oglądać ulice, przyglądać się ludziom na przystankach, lubię ten śmieszny strach, że wysiądę na niewłaściwym przystanku ). Nowe buty na wiosnę, by wypędzić zimę z szafy, by przywoływać ciepłe dni. List od J. z prezentem ( rozszyfrowałam Cię sprawnie ). Koszula w niezapominajki. I co jeszcze? Co jeszcze w tym dniu? Chyba wiosna... chyba wiosna idzie. Naprawdę...




poniedziałek, 7 marca 2011

dłonie łabędzia


I dłonie miała spokojnie schowane w kieszeniach, bo lubiła tak chodzić na pograniczu równowagi i upadku. Czasem ktoś mówił jej, żeby wyjęła ręce z kieszeni, bo się przewróci. Jednak nie robiło to na niej żadnego wrażenia, bo przez jeden upadek, przez jeden złamany ząb, nie miała zamiaru zmieniać swoich zwyczajów.






( widziałam dziś łabędzia lecącego nad miastem... dostojny, biały jak przebiśnieg, ogromny... jakby z bajki wyjęty... z legend... i stałam tak zapatrzona...i znikło miasto ...)

niedziela, 6 marca 2011

take care of me


Schowałam przed sobą wszystkie ostre narzędzia. Okna zamknęłam na oścież. Wpuściłam tyle powietrze, ile są w stanie unieść moje płuca, żeby nie udusić się jego brakiem. Naczynia postawiłam na najwyższej półce, by do nich nie sięgać. Aparaty wcisnęłam w najmniejszą szparę w pokoju, by nie dokumentować tej zbrodni ratowania siebie. Luster nie ma, by nie patrzeć więcej na spuchniętą od smutku twarz. Nie ma nic, czym mogłabym się zranić. Przynajmniej tak mogę teraz walczyć o życie, którego dziś nie chcę, które dzisiaj wyrzuciłabym chętnie przez okno, utopiła w łyżce wody, pocięła na dziewięć kawałków. Dziś nie chcę znać swojego życia. Dziś nie chcę znać siebie, bo dziś wydaję się być bezużyteczna, niepotrzebna, niekochana, niczyja, bezpańska, słaba, obolała, znienawidzona. A nie lubię takiej siebie. Nienawidzę. A muszę radzić sobie sama. Nie ma tu niczyich ramion, niczyich ust, niczyjej miłości do mnie. A to boli jeszcze bardziej w takie dni jak ten. Gdy nawet świat mnie nie kocha...


Moja mała Amelio, twoje kości nie są ze szkła. Możesz zderzać się z życiem.




dziś nie... dziś wolę się nie zderzać...






martwy naskórek dawnych uniesień










( nie lubię dźwięku spadającego, ściętego drzewa - tak brzmi umieranie )



sobota, 5 marca 2011

jak zacytować muzykę?


Jak spisać szum morza, trzepot żurawich skrzydeł, ciszę telefonu?
Moje dłonie wróciły z Islandii, pachną zimną wodą. Moje serce jak Pompeje w trakcie wybuchu Wezuwiusza po cichu drży. Moje buty na stosie jak te z obozów koncentracyjnych mówią, że byłam ( jeszcze błoto na nich zeschnięte jak stokrotki, jeszcze sól deszczu, łez na nich zastygła ). W oczach moich zobaczysz filmy ze starego, wyziębionego kina - mahoniowa ławka, czerwona koszula, dwa kubki, a w nich deszcz i wiatr. Na prześwietlonym negatywie zapisana historia takich dwóch co ukradli noc, pościel w róże na niczyim łóżku, stolik na nim te kubki z deszczem i wiatrem i szyba, za którą samochód stał długo zanim odjechał, przed którą firanka i kobieta jak za welonem ( bez oczu, bez ust, bez imienia ).

Potrzebny mi jakiś happy ending.








i would send back to you








piątek, 4 marca 2011

nie płacz, Ewka, bo tu miejsca brak na twe babskie łzy


Nie. To tylko comiesięczny rozstrój hormonów. To na pewno tylko wylew hormonów. Ja na pewno nie płaczę z powodu. Ja na pewno nie całuję swoich ramion z tęsknoty za ustami. Ja na pewno nie czuję się aż taka samotna. Na pewno nie pali mnie w tym miejscu za mostkiem. To na pewno nie są moje policzki, te całe mokre od smutku. To nie mój świat się rozmywa. To tylko rozstrój hormonów. To tylko ten rozstrój. Tylko.







nadgarstki


Dziś dopiero, gdy cicho przyłożyłam usta do nadgarstka, tego samotnego bardziej, zauważyłam te pieprzyki... Mówiłam Ci o konstelacjach? Mam jedną na sobie... Duży Wóz... Wielką Niedźwiedzicę mam na lewym przedramieniu....






czwartek, 3 marca 2011





zabrakło mi ciebie
z dnia na dzień
bez powolnego odzwyczajania

nie pogodzona
nie przytulona
na pożegnanie
nie mogłam uwierzyć

że jabłka kwaśne
że wiśnie gorzkie
że opadają mi kąciki ust
i że tak już będzie zawsze
— Małgorzata Sochoń