poniedziałek, 7 marca 2011

dłonie łabędzia


I dłonie miała spokojnie schowane w kieszeniach, bo lubiła tak chodzić na pograniczu równowagi i upadku. Czasem ktoś mówił jej, żeby wyjęła ręce z kieszeni, bo się przewróci. Jednak nie robiło to na niej żadnego wrażenia, bo przez jeden upadek, przez jeden złamany ząb, nie miała zamiaru zmieniać swoich zwyczajów.






( widziałam dziś łabędzia lecącego nad miastem... dostojny, biały jak przebiśnieg, ogromny... jakby z bajki wyjęty... z legend... i stałam tak zapatrzona...i znikło miasto ...)

4 komentarze:

  1. kiedyś miałam taką chwilę przy locie bociana.

    OdpowiedzUsuń
  2. piękne zdjęcie...wspaniały pomysł

    OdpowiedzUsuń
  3. zdjęcie jak zawsze przejmujące do fundamentów zapatrzenia

    tak, niech znika miasto, niech znika karcący wzrok tych, którzy mają całe zęby i przestrzegają konwenansów, ale nigdy się nie zapatrzą :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba nie potrafię nic mądrego napisać na temat Twoich słów.

    I bardzo podoba mi się zdjęcie!

    OdpowiedzUsuń