Nagle wszystko się zmieniło. Telefony ucichły. Skrzynka pocztowa nie kwitnie niezapominajkami. Herbata nie smakuje tak samo, a Słońce dziwnie ciemnieje. Pościel bez śladów. Prześcieradło leży jak leżało na łóżku. Zegary tykają głośniej, boleśniej. Pokój nie jest już pokojem, a czworokątem niepokoju. Czerwony ręcznik. Czerwone myśli. Paznokcie czarne. Wiatraki z opuszczonymi ramionami, nie-niesione przez wiatr. Cisza. Już nawet gałęzie boją uderzać o siebie wzajemnie. Tylko koty przerywają niemy film tęsknoty krzykiem udawanej niezależności.
Później jest dzień. Później jest noc. Rytuał codziennego radzenia sobie z upadaniem i wstawaniem. Bolą kolana, lecz idziesz dalej. Bolą załzawione oczy, lecz wytężasz wzrok, szukasz uśmiechu w pąkach drzew. W sercu przeciąg po amputacji tego bardzo ważnego miejsca.
Na szczęście mam świat pod stopami tak zapierający dech w piersiach. Na szczęście mam przyjaciół. Na szczęście nadal mam siebie.
Czasem może boleć... Ale to nie znaczy, że nie można żyć.
Później jest dzień. Później jest noc. Rytuał codziennego radzenia sobie z upadaniem i wstawaniem. Bolą kolana, lecz idziesz dalej. Bolą załzawione oczy, lecz wytężasz wzrok, szukasz uśmiechu w pąkach drzew. W sercu przeciąg po amputacji tego bardzo ważnego miejsca.
Na szczęście mam świat pod stopami tak zapierający dech w piersiach. Na szczęście mam przyjaciół. Na szczęście nadal mam siebie.
Czasem może boleć... Ale to nie znaczy, że nie można żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz