piątek, 30 września 2011

...


Jakoś na noc mi się zebrało. Zebrało mi się łez. I teraz jestem tak pięknie smutna. Ale wcale nie nieszczęśliwa. Po prostu. Jedna myśl i już. Niby bez powodu. Głupie.




Poza tym. Za dużo Mnie tu. Lubię pisać. Ale chyba za dużo piszę. Ja już wiem w jakim odniesieniu. Ale lubię pisać. To mnie oczyszcza. I mam teraz taki dziwny zgrzyt i nie wiem co robić.



Pakuję się. To niesamowite, że moje życie mieści się w dwóch torbach.

znów trzeba zmieniać adres


Chyba czas zacząć się pakować. Nie znoszę tego, bo nigdy nie wiem co ze sobą zabrać. Na pewno tych kilka ubrań, które posiadam, kartki, ołówki, akwarele, nieprzeczytane książki, aparaty, pościel i siebie. Poza tym, bardzo chcę pozmieniać coś w tym pokoju. W sumie pozmieniać wiele. Najlepiej wszystko zmienić oprócz siebie. Przed wyjazdem nie zdążę, a później to nie wiem, czy będę tu bywać, a jeśli nawet, to jak najrzadziej. Mam kilka postanowień i muszę nabrać dobrych nawyków. Za dwa tygodnie fotografuję plener ślubny. Za tydzień sesja z pewną K., która tak miło do mnie napisała. Za trzy tygodnie miejmy nadzieję, że kolejne zdjęcia ( jeśli ktoś zainteresowany proszę o kontakt na eveadrienne@gmail.com ). Może wyrobię się jutro i odbiorę filmy z Norwegii.

Za kilka dni znajdzie się tu pewne ogłoszenie. :) 

czwartek, 29 września 2011

tymczasem w słoiczku po miodzie



Dziś taki dzień wrażeń pełny. Stara znajoma spotkana w pociągu. Zaliczenie z multimediów i przekazu audiowizualnego ( zaliczyłam na 5 ). Był stres, ale przeszedł szybko, bo nie da się bać przy tych moich cudownych istotkach z grupy trzeciej. Później piwo z sokiem w ogródku naszej zamykanej już na amen Awangardy ( co za kraj, co za naród ). Oddałam 10 norweskich filmów do wywołania i jakoś tak nie mogę się doczekać ( hih ). Jakieś tam zwykłe babskie postanowienia. A teraz wklejam do czegoś-na-kształt-wspomiennika bilety z warszawskiej SKM, karty pokładowe, bilety norweskich promów, mapę Norwegii, kartki z Krakowa, itd, żeby mieć wszystko w jednym miejscu, choć wcale tak chronologicznie to wszystko nie jest poukładane ( bo ja też roztrzepana ). Nie zapisuję dat, bo szczęśliwi czasu nie liczą. Psychicznie nastawiam się na koniec przerwy wakacyjnej i powrót na sławetny Wydział Sztuki ( czuję po kościach, że będzie się działo ). I jakoś mnie coś przeraża, bo coś nie tak z akademikiem. Cóż. Zawsze coś, ale co mi tam.

Jest pięknie.

Nawet teraz, gdy w mieszkaniu chłodno, bo do okresu grzewczego jeszcze kilka dni. Różne przyziemne niepewności i inne zaległości i niedoskonałości, co to gdzieś tak krążą w życiu pod nogami i czasem człowiek się o nie potyka ( ale to tak już jest w tym życiu i nie ma co się przejmować, to normalna kolej rzeczy, którą trzeba zaakceptować ). Nawet gdy się tęskni, a chyba właśnie też dlatego, bo to piękne tęsknić, że ma się do kogo.







( jak to zrobić, żeby zdjęcia na blogu były większe? hmmmm... )



__________________________________________________________
edit



No bo tak ogólnie to od jakiegoś czasu chodzi za mną kakao, którego nie piłam już wieki. Kakao i kanapki z miodem i herbata bez cukru. Napiłabym się też wina, ale tylko w cudnym towarzystwie. Najlepiej siedząc na podłodze, a wokół świeczki i czytanie wierszy albo jakiś miły film, na którym zapłakałabym Komuś rękaw albo muzyka taka, że ją znam i nucę do ucha. I cholera porzucałabym śnieżkami, ale jeszcze nie ma zimy. Albo usiąść gdzieś na ławce czy krawężniku, palić Marlboro, patrzeć w niebo i mówić co tam siedzi we mnie, co mnie swędzi w sercu i o tym jak mnie drapiesz po duszy.



środa, 28 września 2011

tristeza






Znajdziesz ją w spokoju jej rzęs...










( jutro poprawka. zaliczyć huh zaliczyć. kciuki trzymać. proszę. )













wszędzie dobrze, bo z Tobą



Nie-do-opisania. Droga przez Gdańsk, w którym piękne kolodiony poczynił nam Piotr Biegaj ( Iczek ). Nocne po starówce bieganie za rękę. Zakupy i prześlizgiwanie się pod osłoną nocy do wyjścia. Lotnisko. Kurczowe trzymanie za rękę przy starcie (moje kurczowe trzymanie Ciebie).
I tu zaczyna się opowieść o Norwegii, która jest nie-do-opisania. Na pewno zaistniało 10 naświetlonych filmów. Na pewno przejechaliśmy jakieś 1600 km. Na pewno spaliśmy przy fiordzie, przy jeziorze i przy lotnisku. Na pewno płakałam ze strachu. Na pewno były te promy od miasteczka do miasteczka. Na pewno dzwoniły owce na zboczach. Na pewno były fiordy, mnóstwo fiordów i mgły i deszczu wiele i chłód i tęcza i wodospady. Na pewno też był On. Na pewno przy drogach stały skrzynki na listy ( wszystkie podpisane z imienia i nazwiska ). Na pewno mapa na moich kolanach. Na pewno sok z gumijagód. I na pewno domy, w których okna zaglądałam.
Ale opisać to. Nie ma słów. Tylko rozchylone usta z zachwytu i oczy wielkości pięciozłotówki. I nieopisane szczęście, że Ta obecność. I największa przygoda dotychczasowego życia.
Może gdy wywołam zdjęcia, będę w stanie opisać to, co widziałam, co czułam, co przeżyłam. Ale póki co, to chyba jeszcze do mnie to wszystko nie dociera.
To, iż może istnieć takie szczęście, taka siła, Ty.







czwartek, 22 września 2011

odloty przeloty




Już prawie wszystko spakowane. Niewiarygodne to wszystko. Dlatego nie potrafię sobie tego zupełnie wyobrazić, że porannymi godzinami sobotnimi będę w Bergen. Z Tobą. Z aparatami. Oczy pewnie wyjdą mi na wierzch. I serce.





a na listopad kupię wkłady do polaroida. o. postanowione :)





środa, 21 września 2011

ze mną można tylko pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko...



Chyba w tym wszystkim zabrakło mi słów. W tej wrześniowości najpiękniej świecącej słońcem. Zabrakło słów. I gestów zabraknie w niedalekiej przyszłości z tego zachwytu, z radości, z tego szaleństwa, w którym drzemie przyjemny spokój w sercu.
Zapraszam do mojego portfolio, które już po remoncie i już pełne nowych fotografii i zwykłostek ( link tutaj obok po prawej ). Zwykłostek przybywa w zastraszającym tempie. Nie ogarniam tego całego piękna na świecie, które przyszło mi zapisywać na kliszach.





p.s. i tak najpiękniejszym prezentem jesteś Ty.













wtorek, 20 września 2011

jesień idzie, ślimaki zasypiają w liściach



Wystarczy wieczorem uchylić okno, by poczuć zapach rozpalanych kominków lub dogorywające sterty palonych liści. Kwitnące wrześniowo astry przebijają się przez zardzewiałą siatkę i pozwalają zanieść się do domu, by wraz z wrzosem i kwiatami w kolorze zachodzącego słońca stanąć w kuchennym oknie, w cichym słoiku i barwnieć w te słoneczne i w te ponure dni. Z szafy wyciągnęłam cieplejszy żakiet, szalik, beret i skórzane rękawiczki. Jesienne 15letnie buty znów dzwonią zapięciem na łydkach. Przelotnie Warszawa, by wywołać kilka nowych filmów ze zwykłostkami, by przespacerować się chodnikami w odcieniach szarości, ale to kolor jak każdy inny i wcale nie nudny, gdy otoczony jest tyloma barwnymi wystawami, ludźmi... Wszystko to ma swój urok. ( Jeszcze ludzi piją herbatę w kawiarnianych ogródkach... A na wystawie w jednym ze sklepów widnieją przepiękne buty ... ). Tej jesieni będzie dużo lata. Dużo wiosny. W sercu.



( wracam do uzupełniania portfolio, bo układam tam dwójkami, żeby było szybciej :) i niedługo nowości ... )




poniedziałek, 19 września 2011

" i'm from wizzair "




Zaczyna się odliczanie dni, bo uświadamiamy sobie, że to już tylko chwila i wzbijemy się w powietrze. Jeszcze nigdy nie widziałam chmur pod sobą ( jedynie, gdy pada deszcz jest to możliwe na Ziemi ), nie byłam ptakiem, nie miałam skrzydeł. Mój dowód osobisty także nie przekraczał ani razu granic naszego pięknego kraju. A teraz już tak blisko, już wyobrażam te wszystkie skandynawskie krajobrazy , które będą odbijać się w tych oczach, co to obok.
A wczoraj już choroba zaczęła odpuszczać w najlepsze. Wyruszyłam na spacer drogami, które zaczynam poznawać coraz lepiej, tymi tu, koło-Domu. Mimozy przywołują jesień coraz głośniej. Komary korzystają z ostatniej okazji, by upić się nagrzaną jeszcze po lecie krwią. Znalazłam wrzosowisko wśród brzozowego lasku. Przyniosłam bukiet jesieni do Domu.



Jak pięknie szeleszczą liście, gdy strącają je promienie zachodzącego słońca.





czwartek, 15 września 2011

światło w Krakowie




(spotkanie z Joasią... mam nadzieję, na zdjęcia już przemyślane... no... i nie ma to jak zrobić 10 zdjęć na filmie, którego nie było w aparacie :D)


Jestem pociągająca - szkoda tylko, że nosem. Coś mnie dopadło i rozłożyło na łopatki, ale ja się nie poddaję tak na samym początku i walczę zawzięcie z tą chorobą ! : )


poniedziałek, 12 września 2011

Praga warszawska




( szukam ciekawych ludzi na zdjęcia // warszawa )

piątek, 9 września 2011

2 godziny

“ Kiedyś pytałeś, co to znaczy „tęsknić za Tobą”.
W przybliżeniu to taka hybryda zamyślenia, marzenia, muzyki, wdzięczności za to, że to czuję, radości z tego, że jesteś i fal ciepła w okolicach serca. ”
( J.L. Wiśniewski )


czwartek, 8 września 2011

22 godziny


14:00 wyjazd z Korsz w stronę Domu. Pozmieniali rozkłady jazdy na mniej dogodne, ale nieważne to zupełnie. Spakowane już prawie walizki. Głęboko schowany słoik miodu ( kilka kg nadbagażu ; ). Sukienka na podróż leży gotowa do wyjścia. Sprzątając znalazłam kilka śladów z przeszłości, które zagracały mi pokój swoją zbędnością, więc odesłałam je w przeszłość. I już tak zupełnie lekko.
Jeszcze tylko 14 godzin do wyjazdu w Dłonie.








jeszcze nikt tak...


Krakowskie picie herbaty z sokiem z leśnych malin, z cytryną, z podgryzaniem czerwonego arbuza. A ta herbata i ten arbuz takie czerwone i gorące jak moja twarz wtedy. Wszystko było takie ciepłe jak te dwie dłonie. Słońce ciepłe jak te dłonie. Chodniki ciepłe jak te dłonie. Nagrzane futro podwórkowego kota ciepłe jak te dłonie. I nawet jeśli teraz pada deszcz. I nawet jeśli chłód wpada przez szparę pod oknem. Nawet teraz myśli są ciepłe jak Te Dłonie.








P.S. czemu tak ciężko odzyskać negatywy od kogoś, kto je skanował? bo nie rozumiem tematu....





środa, 7 września 2011

zaczynając czuć jesień na koniuszkach palców


Pamiętaj, że mam przywieźć słoik miodu i, że mam do wywołania film ze zwykłostkami częściowo jeszcze krakowski, a częściowo powrotny - nocno - warszawski. Przypomnij mi, że muszę wykupić receptę. ( Na szczęście o szczęściu przypominać mi nie musisz ).


Deszczowo zupełnie. Że aż palce oduczyły się dotykać ciepłem. Chowam dłonie między uda. Ale nawet piersi schowane pod bielizną i swetrem, i brzuch, zimnieją, dreszczeją. Idzie jesień, rzecz nieunikniona. Ale także piękna to sprawa i zjawisko choć zwyczajne, to zupełnie niedzisiejsze. Cieszę się z jesieni. ( Jej pierwszy dzień spotkamy w Norwegii ).
Zapach palonych liści. Cisza nad stawem. W ogrodzie owocujące późne maliny. Otwieranie słoika z letnim sokiem na ogrzanie ciała. Okres na szarlotkę i na knedle ze śliwkami. Otwieranie szuflady z szalikami. Wyciąganie jesiennego płaszcza, w którego kieszeniach znajdziemy skarby sprzed roku. Złotnienie. Żółknienie. Zaczerwienienie myśli. Na spacerach zbieranie liści prawą stopą. Pierwszy znaleziony liść klonu schowany między kartki.
Później przyjdzie dwudniowy zapach zniczy i sztucznych kwiatów unoszący się w powietrzu. Może przedwczesny śnieg. Czerwone nosy i policzki.

I coraz więcej ubrań do zrzucania zaraz za drzwiami.



( przypomnij mi, że jutro muszę iść na pocztę i, że pociąg mam o 14:00, bo zlikwidowali ten mój ulubiony Tour de Pologne ).



wtorek, 6 września 2011

wyrzuć suche kwiaty i przynieś bukiet świeżych, pachnących życiem


( Joasia... tak zupełnie zwyczajnie i prosto... bo ja pierwszy raz z modelką to nie umiem jakoś tak... )

Czas wyrzucić cząstki przeszłości, chrząstki smutków i zapach łez. Kilka reklamówek ubrań, papierów, niepotrzebnych przedmiotów. Może z czasem zmierzam do potrzeby większej ilości przestrzeni? Nie lubię zbieractwa, chomikowania i dokupowania nowych szaf z większą ilością półek i szuflad, które zmniejszają powierzchnię ludzkiego życia. Może dlatego nie lubię mieć dużo ubrań, kilkunastu par butów, bo wtedy gubię się we własnym pokoju, mimo, że tak tu mało miejsca. Bo człowiek chyba gubi się bardziej, gdy stoi w miejscu. Pewnie dlatego nie lubię tego mieszkania. Tu we wszystkim tkwi smutek i zmęczenie. Tu wszystko jest po to, by zapomnieć o Życiu.

Nie przywiązuję się do rzeczy. Do miejsc może też nie. Przywiązuję się do ludzi.

Bo Dom jest tam, gdzie ...

poniedziałek, 5 września 2011

ninna nanna



Mimoz połacie na polach zapowiadają jesień. Szeleszczą wiatrem o miodowych końcach. Gdzieś w rowie zasnęła wiecznym snem krowa. Tak jak zasypiają kasztany i jabłka. Słońce oddala się każdego dnia od Ziemi. Musimy liczyć coraz bardziej na swoje dłonie, wzajemnie ( moje niestety zimowe zupełnie ). Jeziora, a na nich tańczy wiatr. A przybrzeżne wodne lilie już przekwitły. Wszystko żółknie. Rok jak stary list pęka na zgięciach, opada.


Odjazdy na (nie)szczęście opóźnione, dające 15 całych minut ciepła większego niż to kosmiczne, słoneczne. Skryta w rękawach tęsknota. Skryta też ta przedsenna. Czasem trzeba wracać tam, gdzie nie jest nasz dom. Wtedy zaczynają przeszkadzać spuchnięte stopy i ruchomy obraz za oknem. Tutaj już dawno nie jestem u siebie.

( o Krakowie... nie powiem... o niczym nie powiem... od tego są listy osobiste... prywatne statystyki ... )






piątek, 2 września 2011

jak dobrze, że ...




Biała czekolada z orzechami. Miodowe pocałunki. Głośny dźwięk migawki. Rowery mknące między warszawskimi przechodniami ( mówiłam, że nienawidzę, ale to nieprawda ). Czerwone winogrona. Cichy telefon, bo nie potrzeba już dźwięku dzwonka do uśmiechu. Bezszelestne zasypianie na nocnych filmowych seansach. Budzenie uśmiechem pełnym słońca.
Zwykłostki życia.






czwartek, 1 września 2011

welcome September



Wrzesień przywitał dwie pary zielonych oczu słońcem, błękitem i rześkim, lekko chłodnym powietrzem z północy. Północ wysyła nam ciche sygnały, że już coraz bliżej do tych podróży norweskich, do fiordów i wczesnych zachodów słońca. Róże trwają przy łóżku. Nad ranem słychać jak przytulają się płatkami. Gwiazdozbiór śpi obok. Przyniosłeś mi z nieba niejedną gwiazdę.


W kącikach ust jeszcze słodycz miodu. Na górnej wardze smak gwiezdnych ust. Piękne połączenie. A teraz cicho czekam. Tak cicho. Tak szczęśliwie.