Mimoz połacie na polach zapowiadają jesień. Szeleszczą wiatrem o miodowych końcach. Gdzieś w rowie zasnęła wiecznym snem krowa. Tak jak zasypiają kasztany i jabłka. Słońce oddala się każdego dnia od Ziemi. Musimy liczyć coraz bardziej na swoje dłonie, wzajemnie ( moje niestety zimowe zupełnie ). Jeziora, a na nich tańczy wiatr. A przybrzeżne wodne lilie już przekwitły. Wszystko żółknie. Rok jak stary list pęka na zgięciach, opada.
Odjazdy na (nie)szczęście opóźnione, dające 15 całych minut ciepła większego niż to kosmiczne, słoneczne. Skryta w rękawach tęsknota. Skryta też ta przedsenna. Czasem trzeba wracać tam, gdzie nie jest nasz dom. Wtedy zaczynają przeszkadzać spuchnięte stopy i ruchomy obraz za oknem. Tutaj już dawno nie jestem u siebie.
( o Krakowie... nie powiem... o niczym nie powiem... od tego są listy osobiste... prywatne statystyki ... )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz