wtorek, 30 sierpnia 2011

Anathema - Falling Deeper




Zamówiłam dużo filmów. Skaner leży w domu. List polecony z Uniwersytetu Śląskiego już mnie nie obchodzi. Robię mnóstwo zdjęć ( zapraszam do portfolio ). W październiku zapowiada się kolejna ślubna sesja ( tak... to też robię czasem, zatem jakby ktoś był chętny, to polecam się ). Nadal moja lokalizacja wskazuje na (prawie) Warszawę, zatem zapraszam chętnych także na zdjęcia ( za filmy ) czy herbatę. Przepraszam za taki lans, ale jakoś trzeba. Miałam coś napisać, ale mi ugrzęzło między gardłem a palcami i taki tego (d)efekt.




poniedziałek, 29 sierpnia 2011

deszcze spokojne




Po prostu - lubię deszcz. Woda obmywa ulice, chodniki, place. Podmywa świat. Właśnie wtedy chodzi się po niebie, po chmurach, można skakać po dachach wieżowców, dotknąć dzwonnicy katedry. Światła rozmywają się pod stopami. Wszystko płynie. Czas widoczny na kaflach, odczuwalny na podeszwach baletek. Czas przemacza stopy i staje się pomarszczoną skórą na podbiciu i piętach. Deszcz zmywa cały brud miasta. Chowa go w studzienkach. Spójrz jak łatwo chodzić po wodzie. Dziś nie potrzeba samolotu, by wzbić się w przestworza, bo spadły nam na ziemię. Zupełnie jak...












Merz



( pozowała Merz, co jest genialna, którą chciałabym mieć na wyłączność ;) )























( Warszawa mi sprzyja i Ty mi sprzyjasz. )


piątek, 26 sierpnia 2011

post nr.200



Naprawdę? Niemożliwe, że coś jest naprawdę. Niemożliwe, a jednak są dłonie i zielone oczy. I cała konstelacja pieprzyków i ciało naznaczone słońcem. I prawdziwe jednak są te oddechy i ruch źrenic i tętniąca krew. I deszcz smakuje jak szczęśliwe łzy.
Pociągi istnieją. Samochody naprawdę prowadzą się po ulicach. Adresy są niezakazane. Gaz na kuchence naprawdę się pali. Ser prawdziwie się ciągnie.
Światło istnieje nawet gdy noc. Ciepło promiennie ogrzewa nadgarstki nawet gdy pada i smuga chłodu wpada przez uchylone okno. Film przewija się cicho. Klatki naświetlają się jedna po drugiej. Zatrzymać chwilę, która zawsze będzie żywa. Kolejna i kolejna. Jak my - z krwi i kości, z duszy i oddechu.

Prawdziwy.





w.


( by J. spacerowo )

Spacery deszczowe, warszawskie. Mokre stopy. Skręcone od wilgoci włosy. Jeden parasol w rytmie na dwa. Małe obrazki. I na ulicy przypadkowe spotkanie, czyli opowieści z cyklu " jaki świat jest mały". No i dodawanie odwagi, żeby się zawrócić i znaleźć i się przywitać ( pozdrawiam Juankę :* ) .



sobota, 20 sierpnia 2011

...

Zawróciłeś mi w sercu. Przedsionki, komory i zastawki zupełnie zgłupiały i każde z nich gra we własnym rytmie. Krew tańczy nierówno, plączą jej się nogi radośnie. I cały mechanizm oszalał.
Raz arytmia. Raz tachykardia.
Stan przedzawałowy - permanentny - jednak pozbawiony bóli.


mniej niż dzień.




piątek, 19 sierpnia 2011

...

Jestem coraz bliżej. Skracam czas jak mogę. To jak podwijanie nogawek, gdy są za długie.
Skończyło się miejsce na suszaku, zatem pranie porozwieszałam po całym pokoju i teraz pachnie płynem do płukania. To taki zapach przejściowy. Taki, który kojarzy mi się z nowym miejscem, bo tak pachnie świeża pościel.
Jeszcze tylko dwie krótkie, nieprzespane z niecierpliwości noce. Spakuję się. I wsiądę w pociąg, który jedzie okrężną drogą. Tam. Bezpośrednio. Tak ładnie to wymyślili...
Bezpośrednie pociągi.
( to ładny tytuł książki byłby...)

Rozpakowywać się na jeden dzień, by potem znów spakować się w czarną walizkę.
Szalenie niecierpliwiące mnie.

Gda.



Powróćmy myślami do Gdańska. Do Sopotu. A co najważniejsze, utulmy kochaną Nathalie, która tak pięknie mnie ugościła swoim zwyczajem.
Zbolałe nogi całe w bąblach nie są ważne. Ważne jest spotkanie tej istotki, która tak promienieje nade mną. Najpierw było gotowanie ogórkowej. Później zdjęcia, które nie zaistniały, gdyż zapomniałam wyjąć szyberka, a kiev ma to do siebie, że nie blokuje wtedy migawki. Nic. Są zwykłostki z tej przeprawy przez Morze, bar mleczny, w którym jadłam najlepsze pierogi ruskie w życiu. Później Sopot. W Sopocie oczywiście "Józef K." - najwspanialsze miejsce pod słońcem i nikt temu nie zaprzeczy. Po herbacie z wiśniami i rumem ruszyłyśmy do pijalni czekolady Wedla. Niebo w gębie! Takie nocne pełne spadających gwiazd. Mleczna piernikowa i biała z kokosem. Cieplutkie. W sam raz dopasowane do zielonych koców zarzuconych na ramiona. Spacer za rękę po głośnym, nocnym Monciaku. Powroty. Drugi dzień przyniósł wyprawę na Jarmark Dominikański. Donaty. I pocztówka ( bo na tyle tylko było mnie stać ). Istny raj na ziemi dla szperaczy i zbieraczy unikalnych przedmiotów, biżuterii, akcesoriów do domu itp. I te zapachy, które sprawiły, że szczerze zaczęłam wątpić w swój wegetarianizm. Powroty. Boso. Spotkanie Edyty. Chwilowe spotkanie Oli Gach i pewnej Sylwii. Wszystko jak mignięcie meteoru. Czyste lenistwo i picie piwa. Poranne wstawanie. Pożegnania. I wyruszenie tam... Do Warszawy. Tam, gdzie pragnie się wracać. Gdzie można wracać.


Dziękuję Natalii, Tomaszowi, który to wszystko znosił i Edycie za jej niebanalną osobowość ;)






A.


Jutro ( tzn. już dziś ) w samo południe odbieram filmy z labu, a na nich Agatka - delikatna istotka, otwarta na propozycje i racząca mnie prawdziwymi toruńskimi piernikami. Żałuję, że to tylko jeden film średnioformatowy i jeden film pełen zwykłostkowych ujęć. Ale mam nadzieję, że kilka kadrów będzie pięknych. Z mojego "światłomierza" ( czyli z cyfry ), wygrzebałam dwa zdjęcia jedynie. Zatem tą i poprzednią notką serwuję temat zdjęć.

Robienie zdjęć idzie mi ostatnio coraz szybciej. I nie wiem z czego to wynika. Ze stałego miejsca? Z pewności siebie? Z gotowego tematu? Z dobrej współpracy? Może. Ale także 12 klatek nie daje pola do czasowego popisu...ale może daje je kreatywnemu myśleniu ?

Zatęskniona zatem za wiedzą o tych wszystkich historiach, które skryłam na negatywach, muszę zmierzać do łóżka, co nie sprzyja memu zasypianiu. Cała ta ciekawość, niepewność i jeszcze TA tęsknota ( jakże przyjemna, nie to, że nie ). A w poniedziałek do Warszawy ( a tak nie lubiłam tego miasta, a teraz mi tam tak przyjemnie ), zatem też jak ktoś chce mi popozować, to zapraszam misiaki.





czwartek, 18 sierpnia 2011

...

( mierzenie światełka dzisiejszym zdjęciom . paluszki Agatki )

Rany trzeba odkazić, zakleić i żyć dalej.
Zmieniać plastry. Nie rozdrapywać strupów.





środa, 17 sierpnia 2011

podróże z i pod prąd

spakuję się już. będę siedzieć na walizkach. tak mi lepiej. czuję się wtedy jak w permanentnej podróży w strony, które przyjaźnie rozchylają ramiona i unoszą kąciki ust. okno otworzę na oścież. zza okna wpadnie wiatr, który pozwoli zapomnieć o odliczaniu czasu. jakbym była w ciągłej drodze. w międzyczasie zrobię kilka zdjęć, żeby pamiętać o sobie. kilka par zwykłostek. po przebudzeniu będę wyjmować z ukrycia negatywy jeszcze tak bardzo niewiadome i oglądać je pod słońce. ich kolory przewrotne i nierówne horyzonty drugiego planu. zatrzymuję wzrok szczególnie na tych kilku porannych i szukam najjaśniejszych kropeczek, które przemienią się w konstelacje pieprzyków.
żyłami szyn rdzawymi ruszę już niedługo w świat.



świat...




kiedy myśli mi oddasz




( na zdjęciach Bożena K. ... zdjęcia odratowane cudem )



wtorek, 16 sierpnia 2011

raz zrobiłam sobie spacer po niebie











Bywać nad polskim morzem jest pięknie i podniebnie. Jod dobrze oczyszcza umysł i duszę.
A morze zabiera ze sobą na inny, nieznany brzeg wszystko co złe.






click



Znów siedzę jak na szpilkach czekając na godzinę 17, która przyniesie mi odpowiedź zaklętą w negatywach. 108 zwykłostek i być może 36 fotografii stworzonych razem z A. i E.
Dziś już rozpakuję walizkę. Wtulę się w to, co było przytulane. Przeszłam zapachem wiatru i burzy; spokojem i wolnością. Jestem krainą łagodności.

W czwartek ugoszczę przed obiektywem Agatkę :) A od przyszłego poniedziałku znów Warszawa. Na jak długo? Oby jak najdłużej...


Dwie pary zielonych oczu muszą wróżyć coś pięknego.




poniedziałek, 15 sierpnia 2011

...



Nie rozpakuję dziś walizki. Chcę czuć w sobie jeszcze tę drogę, te czasy dokonane.
Chcę być nadal w tej podróży po meteorytach. Na dachach bawić się w powietrze.


Jestem.






sobota, 13 sierpnia 2011

...

Tak pięknie pozbyłam się smutku. Tak gładko.
Teraz jest spokój pełen uśmiechu. I wolność.
Detox trwał krótko. Poszedł pomyślnie.
Ktoś miał rację o tym niszczeniu życia.
A własnego życia nie wolno oddawać, nie wolno dać zniszczyć, zatruć.

Każdy dzień przynosi radość wraz z deszczem i słońcem.
Na południu zawsze bywa ciemno. Ale południe już mnie nie dotyczy.



poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Fotografia - mowa ludzka.


Pochowałam ćmy między kartkami książek. Gdy nie żyją, nie boję się ich dotknąć.
Gdy strach umiera, także łatwo się z nim oswoić.
Robię kroki naprzód. Jeden po drugim. Chyba jestem odważna. Chyba zmądrzałam.
Żadnych tajemnic. Żadnego udawania, że nic się nie stało. Stało się.
Ale to już nie moje sprawy. Kłamstwa. Uciekanie.
Jeśli kogoś to kręci, proszę bardzo.
Nie czeka się przez rok na kłamstwo. Nawet jeśli wydaje się najbardziej prawdziwe.
Nie mam nikomu za złe. Śmieję się tylko z siebie samej, bo wierzyłam, że wróci.
Śmieję się, bo już dawno skończyły mi się łzy.



I w końcu jestem szczęśliwa. Bo zabiłam ćmę.






.

16 filmów w lodówce.
Odwiedziny w labie. O 15 odbiór skanów z małego obrazka i dwóch negatywów średnioformatowych, które poczekają na skanowanie trochę jeszcze.
No i film pod tytułem " wpuścić szumską do sklepu"... Kupiłaby wszystko, ale z racji budżetu przeznaczonego na co innego, kupiła jedynie sweterek.... ( a taka ładna czerwona marynarka była... i sukienka w miodowym kolorze... a buty! a jakie kolczyki! a jaka bransoletka! shit... )

Poza tym. Wszędzie zmiany. Począwszy od numeru telefonu, po współlokatora w pokoju, który z pustki i ciszy, stał się żywą postacią mojego brata, który także postanowił wiele pozmieniać.
I tak wszystko się zmienia. I chyba na lepsze.
Bo pełno słońca i uśmiechu.
I pudełeczko pełne bursztynów.




niedziela, 7 sierpnia 2011

piątek, 5 sierpnia 2011

i can't remeber your smile...

Nie pamiętam.
Nie pamiętam naszego ostatniego pocałunku. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byliśmy razem, kiedy byliśmy szczęśliwi.
Nie pamiętam.