Choroba trzyma nadal. Ale już nie siedzę pod kołdrą kontemplując rzeczywistość ( nie napiszę, że śmierdzącą, bo nie czuję zapachów jeszcze za bardzo ). Brzdąkam sobie na gitarze, a jak nikogo nie ma, to sobie podśpiewuję nieudolnie jeszcze, bo z zatkanym nosem i czerwonym gardłem. Ciągając nosem myślę sobie o tych wszystkich "artystach", których widziałam na TVP Kultura, stronach internetowych i innych gazetkach fotograficzno-gniotowych, o tych co to ciągle słychać ich nazwiska do znudzenia i do znudzenia trzeba patrzeć na to wszystko, mimo, że nie ma w sobie to niczego głębszego niż kieszeń producenta, sponsora itp. No bo już mam dość pseudoartystycznego bełkotu i dorabiania filozofii do czegoś, w czym tego wszystkiego nie ma. Po co patrzeć na coś, w czym nie ma nic, póki nie przeczytamy kartki a4 z wytłumaczeniem " co autor miał na myśli", by na siłę się tego tam doszukać. Nie rozumiem czemu wielkim skandalem jest to, że student może zarabiać więcej niż wykładowca. Bo co? Bo profesor to znaczy lepszy od zdolnego samouka, który ma własne spojrzenie na świat, a jego talent przyćmiewa wszystko inne lub po prostu ktoś go zauważył i był w stanie zapłacić fortunę za pracę studenta, a nie chciałby mieć na ścianie pracy jego profesora? Czemu na uczelniach artystycznych gnoi się tych, którzy mają ogromny talent, wyjątkowy, przewyższający talent 95% pozostałych ludzi na świecie, mówi mu się, że jest beznadziejny, wstawia mu się oceny z wielką łaską, a później jeszcze taki student słyszy za plecami jaki to jest nieutalentowany, nudny i tkliwy. No ale nieważne. Tak to jest ze wszystkim. Weźmy na przykład taką fotografię. Modne to to strasznie się stało w ostatnim czasie. Ale ok. Niech będzie sobie modne. W końcu od dawna każdy w domu miał aparat i robił sobie fotki do albumu. Ale powiedzcie mi... co jest? Czy ludziom naprawdę we łbach się poprzewracało, że myślą, iż są fotografami, bo posiadają iphona albo lustrzankę ? Nosz.... przecież nie każdy, kto ma w domu igłę i nitkę jest krawcem... nie każdy, kto nauczył się pisać i czytać jest pisarzem. No ludzie... Na szczęści 90% tych "fotografów" łapie się za foty fashion, których w 99% nie mogę zdzierżyć ze względu na wiejącą od nich nudę, przewidywalność i tych kilka póz, np.poza numer 3 : "poka pachę". Te wiecznie rozchylone usta w wyrazie narcyzmu i udawanie ekstazy w każdym stanie. Albo z kolei fenomen modelecek z maxmodels... Można sobie kłaść dłonie na tułowiu czasem, nikt nie broni... Można czasem uchylić usta.... Ale... Nosz ... Patrzeć na te modelecki co to usta rozchylają namiętnie, bez przerwy, mają minkę jak srający kot na pustyni nawet przy zdjęciach, do których to zupełnie nie pasuje, i te swoje łapecki ciągle przy twarzy trzymają, takie "kruche" to przecież i poważne i dojrzałe, mimo, że ma się 15 lat... Jezu. I wtedy wszyscy robią takiej dziecinie takie samo zdjęcie i co to za sztuka ? No chyba, że wszyscy chcą robić takie same zdjęcia, to i może ciągle będą focić te same laseczki w ten sam sposób, a one już z przyzwyczajenia nie zmieniają swojego wyrazu twarzy i gestykulacji dramatyczno-żałosnej. Uff... To boli. Jest jeszcze sprawa tego, ze ludziom się wmówiło, ze taki fashion jest zajebisty. Ok. Niektóre zdjęcia są fajne, ale zdecydowana większość to powielanie schematu, nie wnoszenie nic w to, co się robi. Poza tym... Co to za sztuka kliknięcia spustu migawki, gdy wszyscy robią obok wszystko za ciebie... A później tylko postprocesing ... Co to ma wspólnego z fotografią, pytam. I jakąś sztuką , gdy nie rozróżnia się autora.. Hm.... Jest jeszcze taka kwestia, że lansuje się pewną grupkę fotografów... Nie ujmuję im jakiegoś tam talentu i drygu, jednak... Jest znów to jednak. To są ludzie, którzy robią to samo. Są po pewnej szkole, która nie pozwala im na robienie czegoś w innej estetyce. I znów... Po prostu przeraża mnie, że sztuka też rządzi się trendami, pieniędzmi i innymi takimi. Ludziom wmawia się co jest dobre, a co złe. Wmawia się co ma im przypadać do gustu, a co nie. Są też MISTRZOWIE INTERNETU, samozwańczy niestety... Nazywają się np. MISTRZAMI AKTU czy MISTRZAMI PORTRETU. A to ani ładne, ani mądre, ani co... Tylko żałosne. No ale cóż. Róbta sobie co chceta. Mnie nikt nie wmówi, że wielkim artystą jest pan, co przystaje pod daszkiem śmietnika i jest to wielki performance, bo mówi, że to miejsce, w którym może się zatrzymać nad życiem. Albo ten, kto robi coś zupełnie od czapy, a później dorabia tego filozofię egzystencji czy ten, który próbuje szokować, bo myśli, że o to chodzi. Gówno. Nie o to chodzi. Bo szokuje się czymś istotnym, a nie gównem w sedesie. Lepiej zjedliby to gówno. Może wtedy poczuliby smak i zapach tego, co serwują ludziom na całym świecie mówiąc im " to jest sztuka, a ten, który robi coś klasycznego w formie, coś mądrego, to jest nikim" . "Sztuka" współczesna to McDonald tyle, że bez zbędnych kalorii. Chociaż... patrząc na to mam ochotę upić się i nie myśleć w jakim świecie żyję i przestać siebie oszukiwać, że robię coś dobrego, bo to nieprawda. Szczerze, to jak nigdy nie zagłębiałam się w ten światek autystyczny, ale w ostatnich miesiącach dużo o tym myślę, bo często na to trafiam przy J. i tak jakoś... cieszę się, że nie miałam jeszcze pół roku temu do czynienia z tą hałastrą lansowaną. Ale także cieszę się, że moje przemyślenia doprowadziły mnie do odcięcia się od tego całego światka w 99%, że został tylko mój blog, który jest dostępny tylko dla tych co chcą i nie muszę oglądać tych wszystkich obrzydliwie infantylnych fot fetiszów i innych takich tam i tak dalej na żadnym plgnioto czy innym dickarcie. Ogólnie... to mogłabym pisać o tym długo i mówić godzinami. Może nie ma to sensu, ale ... a może jednak. Czemu mam kryć swoje zdanie. I w sumie to się cieszę, że z tym co robię, to nigdy nie zabłysnę w żadnej galerii... Nie chcę, by moje prace wisiały przy zużytych prezerwatywach i, żeby oglądali je ludzie z taką mentalnością, że jak goły cyc, no to do łazienki na walenie konia HYC.
No... ( w sumie nie wiem co napisałam, ale nie chce mi się tego czytać.... )