( luty 2011, negatyw przeciągnięty po wielu kątach )
Czasem znajduje się coś sensownego w stosach starych zdjęć. Gdzie spośród wielu "sesji" można byłoby dziś wybrać może ze dwa dobre zdjęcia. Ale przecież każdy z nas przechodzi jakąś drogę, dojrzewa, szuka, boryka się z własną nieświadomością i wstydem.
Przede mną jeszcze długa droga. Może wcale nie fotograficzna. Może jakaś inna.
Zmieszana. Wybełtana.
Ale na pewno gdzieś mnie doprowadzi.
Na pewno chcę dążyć do łączenia technik - fotografii z malarstwem, rzeźby z dźwiękiem,
grafika warsztatowa, itd... Może miłość do wielu technik i umiejętność ich wykonywania nie jest wcale przekleństwem. To społeczeństwo wmówiło nam, że musimy zajmować się tylko jedną dziedziną, żeby być w niej dobrym, żeby patrzyli na nas poważnie. Ale może tak nie jest. Może wtedy tracimy jakąś część siebie, gdy rezygnujemy z innych czynności. Ale przecież różne techniki w tej samej dziedzinie jaką jest np. tworzenie, to chyba nic złego. Tylko szersze spektrum. Osobiście nie czuję się winna, że tworzę coś na poważnie, coś na luzie, że dziergam coś na szydełku, że robię biżuterię, że pracowałam jako kucharz, że kocham muzykę i podróże, lubię kręcić krótkie, niezobowiązujące filmy. Po co się ograniczać, tym bardziej, że robi się to wszystko od początku do końca?
Dobra... przepraszam. Tak tylko sama ze sobą boksuję się na myśli.
Teraz czekam na różne ważne decyzje. Jakieś małe coś przede mną. I czytam "Huśtawkę oddechu" Herty Muller, bo uwielbiam jej styl pisania.