wtorek, 22 września 2015

.........

Klucze żurawi zamykają drzwi nieba. Tej zimy wszyscy trafimy do piekła. Skryjemy się pod ziemią wśród dżdżownic i korzeni tulących się do siebie mocniej niż zmarznięte psy nie znające domu. Może przykryją nas liście i może zgnijemy razem z nimi, a na nas wyrosną drzewa i wszyscy o nas zapomną.
Póki co jest jesień. Prawie. Czarne sukienki obłażą nitkami wełnianego swetra. Rozsypuję cukier wokół kubka z czarną herbatą. Sama się rozsypuje jak ten cukier po blacie i nikt nie zwilża opuszka serdecznego palca i nie zlizuje mnie, nie skleja ustami na nowo, w całość.
Czasem zupełnie się gubię na prostej drodze. Lawiruję między myślami pełnymi zwątpień. Rozdzieram się i jestem pełna dziur. Nie umiem cerować, a taśma klejąca nie trzyma zbyt długo na żywej tkance. Może pomógłby na to jakiś superglue, gdyby ktoś przykleił się do mnie i trzymał tak długo, aż sama się w sobie pozbieram, pozrastam. Póki co jest jesień, prawie, i jestem rozsypanym cukrem, którego nikt nie chce wziąć do swoich ust.
Mieszam się w tych wątpliwościach, aż dzwoni po ściankach. Dudni. Chyba jestem zarysowana od środka, a może już pęknięta i trzeba mnie używać rzadziej, bo szkoda mnie stłuc. A w telewizji mówią, że serce nie pęka, a moje chyba czasem się rozwarstwia. Zastawki pracują niezrozumiale. Raz cichną. Dwa stają. Trzy pędzą. Cztery turkoczą. Pięć zamierają. Może jednak coś tam pęka.


Powieki mam tak cienkie, że mógłbyś oglądać przez nie moje sny.


3 komentarze: