czwartek, 9 października 2014

bittersweet


"Kobiety, które zdradzają" | "Women who betray"

Farba schnie na dwóch małych płótnach. Przestrzeń wypełnia Olafur Arnalds i jego cichy świat muzyki. I zamiast przeczytać kolejny fragment książki o Tove Jansson, siadam przed komputerem i próbuję coś naskrobać. 
Słońce świeci uparcie, swoje ostatnie siły wytęża, by dać nam jeszcze odrobinę naturalnego ciepła. Później zostaną już tylko rozgrzane kaloryfery i grube swetry zarzucone na ramiona, para kolorowych skarpet. Póki co, parzę sobie zieloną herbatę z prażonym ryżem i myślę. Stanowczo za dużo, bo już się w tym wszystkim gubię. Ale jest jedna myśl taka : "kocham to, co robię - mimo wszystko". Tak. Uwielbiam usiąść w tym moim małym kąciku wypełnionym po brzegi pędzlami, mazakami, akwarelami,farbami, kartkami i czystymi płótnami, które Ktoś często przynosi mi w prezencie. I gdy tak siadam, wyjmuję coś do rysowania czy malowania, ogarnia mnie błogi spokój. Zatapiam się, wytężam wzrok i coś tam klecę. Ciągle bym coś kleciła. A jak nie maluję, to wyciągam jakąś włóczkę i też coś tam dziergam. A jak nie to, to idę robić atomowy chaos w kuchni i coś tam czarować z niczego. Ale głównie chodzi o te rysunki, o obrazy czy ilustracje. Bo nagle wiem kim jestem i, że wszystko będzie dobrze, tylko muszę ciągle to robić i być coraz lepsza. Wrócić do siebie i jeszcze wiele się nauczyć. Ćwiczyć, spostrzegać, przekazywać. 
I jeszcze szukam miejsc, instytucji kultury, do których można byłby się zahaczyć choć na wolontariat czy na staż.
No, ale nic. Wyłączam się i maluję. Raz lepiej, raz gorzej. Ale na tym to wszystko polega, na nauce na błędach, na ciągłym tworzeniu, by w końcu znaleźć siebie na nowo. I tak. Chcę robić takie dwa światy - słodko i gorzko. Bo nie lubię ograniczać się do jednego, bo wiele jest we mnie emocji. 

Farba wyschła, więc wracam do malowania.

---

The paint dries on two small canvases. The space fills Olafur Arnalds and his quiet world of music. And rather than read another excerpt from the book about Tove Jansson, I sit at the computer and I'm trying to write something.
The sun shines stubbornly, its last strength is working hard to give us even a little natural heat. Later will only heated radiators and thick sweaters  on shoulders, pair of colored socks. Until then, brew a green tea with roasted rice and think. Far too much, because already in all of this I'm  getting lost. But there is one thought : "I love what I do - in spite of everything." Yes. I love to sit in my little corner  filled to the brim with brushes, markers, watercolors, paints, sheets and clean canvases that often someone brings me in a gift.  And as I sit down, take out something to draw or paint, it makes me blissful calm. Sinking, I strain my eyes and something bungle. I still would something bungle. And if I do not paint, then pull out some yarn and knitting or something If not this, then I'm going to do atomic chaos in the kitchen and conjure something out of nothing. But mainly it comes to these drawings to paintings and illustrations Because suddenly I know who I am and that everything will be fine, but I must still do it, and to be getting better. Back to myself and  learn more and more. Practice, perceive, communicate.
I am still looking for places, cultural institutions, where i can be volunteer or go for an internship
Well, but nothing. Switch off up and paint. Sometimes better, sometimes worse. But this is all about, to learn from mistakes, to the ongoing creation to finally find myself again. And yes. I want to do these two worlds - the sweet and bitter. Because I do not like to be limited to one, because a lot of emotions in me.
Paint dried up, so I go back to painting.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz