piątek, 15 czerwca 2012

367.

strona 18 albumu
Nadal pada deszcz. Czekając na autobus do Domu siedzę w McDonaldzie i czytam "Norwegian Wood" Murakamiego. Caffe Latte zawzięcie stygnie. Naprzeciw mnie siedzi młoda dziewczyna. Blondynka o dość specyficznej twarzy. Opiera się o walizkę. Patrzy w telefon. Ciąga nosem. Płacze. Odrywam wzrok od książki i zaczynam wypatrywać kogoś, na kogo może czeka. Za oknem widzę chłopaka, który krąży w miejscu. W dłoni trzyma ogromny bukiet róż. Wchodzi do środka, rozgląda się, siada przy stoliku na wysokim krześle. Ale to chyba nie osoba, na którą czeka dziewczyna o nadętych ustach. Siedziała tam przede mną i siedzi tam nadal samotnie, gdy wychodzę. Nie wiem, co dzieję się z nią dalej ( że nawet w tak śmierdzącym miejscu jak McDonald zdarzają się takie sprawy). Cały dzień świeciło słońce i można było roztopić się i spłynąć studzienkami ulicznymi do podziemi rozkopanego miasta. Jednakże w chwili, gdy wyszłam na zewnątrz czarne chmury zaczęły kłębić się na głową i spadać na chodnik cienkimi stróżkami. To ten deszcz, który odprowadzał mnie na autobus w środowy poranek. Stanęłam pod drzewem i otworzyłam książkę. Kilka kropel spadło na kartki tworząc małe, okrągłe zmarszczki. Sroki schowały się między liśćmi małej lipy. Gdy czytam o małej studni, której położenia nie zna nikt, a w której ginie kilka osób co kilka lat (umiera w męczarniach między kośćmi innych ofiar studni ), podchodzi do mnie mężczyzna około 50 i pyta:
- Do Warszawy?
- Uhm.
- Czemu wszyscy jeżdżą do tej Warszawy?
- Nie wiem... Ja jadę do Domu.
- Co ludzie widzą w tej Warszawie?
- Nie wiem. Miasto jak miasto. Poza tym praca jest.

I tak staliśmy i rozmawialiśmy o świecie. O wyimaginowanym kryzysie, o tym, że jedyną wartością w dzisiejszym świecie są pieniądze, że  to bardzo głupie i straszne, że ludzie tak ciągle biegną i najważniejsze dla nich jest posiadanie ( takie egzystencjalne gadki ). Pan, któremu od stycznia odjęli 1000 zł od wypłaty ( mimo, że jego zakres pracy wcale się nie zmniejszył ) poczęstował mnie papierosem, bo stwierdził, że dobrze mówię i że fajna ze mnie dziewczyna. Później pod to drzewo, pod którym chowałam się z owym Panem przed deszczem, weszła także dziewczyna w pomarańczowej marynarce o imieniu na M. ( bo później przedstawiłyśmy się sobie ), śmiejąc się, że wsiadła do autobusu do Ornety i pojechałaby zupełnie w drugą stronę. Usiadłyśmy obok siebie i rozmawiałyśmy przez całą drogę ( nigdy tak nie mam... zupełnie obca osoba, a tyle tematów i taka miła rozmowa ).
Tym razem zdążyłam na metro, które na czas dowiozło mnie do śródmieścia, skąd wyruszam SKM do miasta na S. W Naszym miasteczku padał mały i ciepły deszcz. Nie wyciągnęłam żółtego parasola z torby. Szłam spokojnie drogą, która za każdym razem wydaje mi się krótsza. Pięknie pachniały powietrze i ziemia. Gdzieniegdzie dochodziła do mnie przyjemna woń białego jaśminu. Gdy zbliżałam się do naszej ulicy, rozległ się głośny krzyk żab, który odprowadził mnie pod same drzwi. Ciężko było trafić w dziurkę od klucza, bo światło przy dolnych drzwiach znów się zepsuło.

Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania. Usiadłam na sofie. Obejrzałam film na TVP Kultura, a w między czasie wnosiłam ostateczne poprawki do albumu.

Zasypiałam na stojąco.

A dziś czas mija bardzo szybko.



3 komentarze:

  1. Wciagnęłam się w tę opowieść o Twoim dniu i bardzo szkoda, że tak szybko notka się skończyła. Ciekawi mnie bardzo, co stało się z płaczaca dziewczyna z McDonaldzie.

    Zazdroszczę też spotkania dwójki miłych nieznajomych. Wspaniale jest móc z kimś pogadać o wszystkim i niczym, być może zwierzyć się z tego i owego i później nigdy się więcej nie spotkać. Ja jestem bardzo nieśmiała i bardzo trudno jest mi nawiazać z kimś konwersację. Nie umiem nigdy żadnej podtrzymać, a kiedy kilka miesięcy temu poszłam do sklepu z technologia, przegadałam ze sprzedawca dobre 15 minut.

    No i proszę, nawet teraz nie wiem co mam dalej pisać, choć już się trochę rozpisałam. Pozostaje mi życzyć Ci miłego wieczoru!

    Aha, zapomniałabym! Masz wspaniałe piersi :) Choć wiem, że na pewno często to słyszysz. I mam nadzieje, że nie odbierzesz tego w zły sposób. Ja po prostu umiem docenić piękno drugiego ciała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem ciekawa ;)

      Też jestem z tych czajników, wypłoszy i wstydziochów. Nigdy sama pierwsza się nie odezwę, nie zapytam o nic ( bardzo rzadko...jak mnie już coś przypili... postępy są, ale powolne ). Ale właśnie w tym przypadku nie uśmiechnęłam się tylko, nie kiwnęłam głową, a zaczęłam rozmawiać, a wsiadając do autobusu nie zajęłam miejsca gdzieś na początku, tylko poszłam za nią i usiadłam obok. I tak właśnie było... Pozwierzać się, poopowiadać sobie nawzajem, nawet jeśli już więcej się nie spotkamy.

      P.S. co do piersi... Dziękuję *^^* haha...ale ogólnie to są za duże i fe ;D

      Usuń
    2. Haha wiem dokładnie o co chodzi. Ja też nigdy pierwsza nie zadam pytania, a jeśli już, to najpierw przez 10 minut powtarzam je sobie w głowie, żeby upewnić się czy na pewno dobrze brzmi i czy w ogóle warto je zadać.
      To dobrze, że z nia usiadłaś i miałyście okazję sobie porozmawiać. Przypomina mi to o sytuacji, w której sama się znalazłam kilka lat temu. Czekałam na pociag do domu z kolega z klasy, z którym znaliśmy się dopiero kilka tygodni i nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać, bo nigdy wcześniej nie byliśmy sam na sam. Pociag przyjechał i nie miałam pojęcia czy mam z nim usiaść czy nie. Postanowiłam, że skoro razem siedzieliśmy na peronie, to i tu mogę się przysiaść. Cała drogę przesiedzieliśmy w milczeniu i dopiero, gdy zbliżaliśmy się do stacji, na której miałam wysiadać, on zaczał rozmowę. Minęło niedawno 2 lata i 7 miesięcy odkad jesteśmy razem. Zatem może warto jest czasem przysiaść się do nieznajomej osoby i nawet spędzić parę chwil w ciszy.

      Nawet piszac te komentarze czuję się jakbym mogła o wszystkim powiedzieć nieznajomej z internetu :)

      Usuń