wtorek, 22 listopada 2011

wyjeżdżam


Pakuję się i znikam. Dwie torby ubrań, butów i książek. Szkicownik. Aparat. Trochę biżuterii. Bilet zarezerwowany. Jak zwykle na 16:05. Uciekam od spowitego chmurami od deski do deski nieba. Od braku widoku za oknem. Od jednej poduszki. Czekając, ściskam w dłoniach kopertę, a wraz z nią słowa, które są tylko dla mnie. A w tej kopercie jest serce i dłonie i ramiona i miękka skóra i zielone oczy. Myśli mam roztrzepane jak jajko na śniadanie tuż przed wrzuceniem na patelnię. Ale już lepiej zasypiam. Już mi spokojniej. Odliczam godziny ( choć nie jestem w tym dobra, bo jestem zbyt szczęśliwa, jeśli można być zbyt szczęśliwym... ).

1 komentarz:

  1. Kochanie, zaglądam do Ciebie po prawie czterech miesiącach nieobecności, a tu tyle nowego... pachnie świeżym szczęściem.
    Cieszę się niezmiernie, Ev. I proszę, bądź szczęśliwa, bądź szczęśliwa za nas obie.
    Tulę...

    OdpowiedzUsuń