poniedziałek, 21 listopada 2011

Kazimierz



Chciałabym mieszkać nad morzem, żeby móc kupować świeże ryby na targu o świcie. I chciałabym mieszkać we Włoszech, żeby mieć swoją winnicę. No i mieć dom z własnym ogrodem, w którym pięknie kwitłyby kolorowe kwiaty, a trochę dalej grządki pachnące malinowymi pomidorami, papryką, grochem, ogórkami, cukiniami i innymi warzywami. No i w tym ogrodzie też krzaczki truskawek i malin i porzeczek, agrestu. I pełna łąka pachnąca mieszaniną ziół. A nad tym wszystkim owocowe drzewa, jabłonie, grusze, czereśnie, śliwki i wiśnie. Próbowałabym wyhodować morele i arbuzy. No i dom z gankiem, z huśtawką na ganku, z winogronami, które można jeść przez okno. Duża sypialnia z dużym łóżkiem i duża kuchnia. W kuchni piekarnik, kuchenka, naczynia żaroodporne, robot kuchenny, garnek do gotowania na parze i białe talerze. A w jadalni duży stół, żeby goście mogli swobodnie delektować się moimi specjałami. Na schodach przed domem przybłąkany kot. Lampiony zawieszone pomiędzy gałęziami drzew owocowych i hamak. Letnie ogniska z pułkiem komarów i dużo śmiechu i miłości. Robienie konfitur, kiszenie ogórków i kapusty. Wino ugniecione stopami. Duża miska owoców. Makaron z krewetkami. I długie spacery tuż przed zmierzchem. Pianino przy oknie wychodzącym na ogród. Chodzenie boso. Wieszanie prania na sznurkach za domem. No i fotografia. Tego wszystkiego, co mnie otacza, co jest we mnie. Wywoływanie w ciemni, w piwnicy. Robienie odbitek pod powiększalnikiem i kichanie od wywoływacza.  ( No ale ten dom... to tam, gdzie Serce... nieważne w jakim kraju.. )
Tak. W głębi serca marzę o otworzeniu małej, przytulnej restauracji, w której można byłoby pysznie i zdrowo i nienachalnie  zjeść...

3 komentarze: