czwartek, 21 lipca 2011

dzień, w którym pękło niebo

Chujowa sprawa taki wieczór. Taki pełen bolesnej nieskończoności.
Za oknem niebo rozpada się na części, zahaczają chmury o horyzont lasu.
Najchętniej upiłabym się dziś w trupa. Wypaliłabym dwie paczki papierosów.
Czemu w tym domu nigdy nie ma alkoholu? Znalazłam tylko kieliszek wódki. A po kieliszku wódki jeszcze nie chce mi się pieprzyć na ostro. Po kieliszku wódki chcę tylko, żeby ktoś się we mnie zakochał. A teraz, z racji braku alkoholu i fajek, chciałabym, żeby po tym jednym kieliszku, ktoś się we mnie zakochał, postawił mi kilka kolejek, kupił paczkę fajek, którą mogłabym spalić podczas beznadziejnego seksu, który nastąpiłby podczas upojenia alkoholowego, które wzmaga u mnie wszelkie ochoty.
Dziś jest mi wszystko jedno. Dziś chcę tylko zapić się i żeby ktoś mnie przeleciał. A później odleciał. Tak było zawsze, tylko nie zdawałam sobie sprawy. Nie było to złe, bo przynajmniej byłam chuda.
Cholerna taka noc. Ze świadomością świeżej śmierci. Jeszcze nie śmierdzi trupem. Tylko pościel już w żałobie, czarna od tuszu do rzęs. Chyba skremuję swój mięsień poprzecznie prążkowany. Chyba lepiej wyszłabym na tym, niż miałby ten siny kawał mięsa tkwić mi w piersi i bić mnie od środka. Jakby siniaków nie wystarczało mi od zewnątrz. Tych haków podstawianych przez świat. Pierdolę to. Nikt mi haków postawiać nie będzie. Żaden mebel. Żadna kostka brukowa. Ani żaden mężczyzna, co to mnie przewróci tylko, ale już wyciągnąć ręki nie raczy.
Jak ładnie drętwieje czas. Co to zatrzymał się, bo chce i mnie zatrzymać. I tak stoję. Nie widzisz? Stoję w miejscu i nie ruszam się, ani drgnę. Robią mi skrobankę, a ja nawet nie przymknę oczu. Nie boli już. Nie czuję już nic. Tylko ten płód śmierdzi, co to go ze mnie wyciągnęli . Taki brzydki i niedorozwinięty. Pourywali mu rączki.

Pierwszym zabiegiem zaraz po urodzeniu powinno być permanentne znieczulanie serca. Faceci dzięki lidokainie mogą znieczulić sobie chuja i wtedy udają maczo, że tak zajebiście obijają się o kobiece jajniki. To czemu kobiety nie mogłyby znieczulić sobie serca, podwiązać jakiś kanalik, przez który płynie ta zepsuta krew.
Zamiast krwi, wpuściłabym w swoje żyły wódkę, żeby wypłukać Ciebie, odkazić ciało. Zagazowałabym to serce, co mi na miejscu płuca prawego wyrosło, papierosami, mnóstwem papierosów. Ale dziś wyskrobać da się jedynie, w małych kawałkach wyciągać ze mnie to, co pozostało.

Aż nie zostanie nic.



1 komentarz: