piątek, 24 czerwca 2011

tego chciałam...

Tego chciałam zalanych łzami nocy
właśnie to dostałam
wciąż będę czekać na twój znak
choć nadaremnie
pomiędzy nami nie wydarzy się nic więcej

Tego chciałam byś zniknął raz na zawsze
właśnie to dostałam
muszę zapomnieć wszystko co mi powiedziałeś
może zapomnę kiedyś o tym, że istniałeś

Tyle Twoich słów w głowie ciągle mam
tyle pięknym słów, że uwierzyłam, że już zawsze będzie tak

( Ania Dąbrowska )

Dzień dobiega końca. Kończy się szybciej i szybciej. Uciekają minuty. Ktoś porwał czas na strzępy i spalił je w ognisku zachodu. Wyjmuję palce z żaru umarłego słońca. Spójrz. Widziałeś kiedyś tak czarne chmury? Nie? Krążą tutaj od kilku dni. Ciągną się za mną jak ten zapach miętowej maści, którą smarowałam sobie kolana nocami. Nie mogłam się go pozbyć przez kilka dni, wyobraź sobie, i ludzie zwracali mi ciągle uwagę, że ta mięta. Tyle, że teraz nie zwracają. Raczej zataczają wokół mnie szeroki łuk . Oczy odwracają. Chętniej straciliby wzrok niż spojrzeli w moją stronę. Wiesz, gdy czasem się tak po prostu rozpłaczę, to i niebo zaczyna płakać i spada na ziemię. Ono spada na ziemię, a ja na podłogę. Twarda ta podłoga. Cała już jestem w siniakach, wiesz. Od wilgoci deski się trochę rozeszły. Wszystko wokół mnie się rozchodzi.
Wiesz, jestem cholernie samotna. Chciałabym o tym jakoś zapomnieć, skoro nie da się załatać. Ale ta samotność to taki straszny przeciąg, że co rusz przewiewa mi serce i boli. Ta samotność to taka straszna dziura, że ciągle mi kapie z oczu na kolana i znów nabawię się reumatyzmów. A później znów ta maść i wełniane kapcie. Strasznie to aseksualne. I te czarne chmury też.
Słońca nie ma. Spaliło się w zderzeniu z horyzontem. Tylko palce trzymam nadal nad pogorzeliskiem zachodu. I palce mi parzy ta śmierć.
Minął cały dzień ciszy. Wiesz... Strasznie nie lubię tej ciszy...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz