środa, 4 września 2013

dni ciszy


Kilometry przemierzane w absolutnej ciszy wygrywanej przez Sigur Ros ( który sprawił, że cała inna muzyka mogłaby nie istnieć ) w kierunku starym, znanym na pamięć, pachnącym wsią. Czasem trzeba uciec od zgiełku spraw, złych emocji, niesprzyjających miejsc, gdzieś, gdzie czujemy się bezpiecznie. Czyż nie jest tak w domu, w którym się wychowaliśmy? Pomimo jego wad, od których kiedyś chcieliśmy uciekać, dziś są nieważne, podchodzimy do nich z dystansem, bo liczy się coś innego.

Ptaki hałasujące w przydrożnej dzikiej gruszy. Zielona huśtawka, a w dłoniach kopczyk słodkich malin. Czarne już pola i nieprzystrzyżone zielone łąki uginające się coraz bardziej w stronę jesieni. Tu jest chłodniej niż tam, gdzie mieszkam teraz, ale jakoś tak cieplej i pewniej. Książkę przeczytałam do końca. Ciągle gdzieś bazgrolę, odkrywam nową kreskę. Marchewki prosto z ziemi smakują jak cukierki. Jarzębina buja się na tym samym drzewie, na którym kiedyś wisiało się bez przerwy i pod którym było mrowisko. Wszystko tak urosło, wszystkie drzewa... ale nic się nie zmieniło.

Trzeba jednak wracać. Ale to też dobrze.

1 komentarz:

  1. nowa kreska, jak cisza
    wyłaniająca się
    z malinowego chruśniaka

    p.s.
    czy dobrze pamiętam - to był Nabokov?

    OdpowiedzUsuń