środa, 18 stycznia 2012

...

Gdy płakała, sarny lizały ją po palcach.



Lubię pisać, gdy wszystko już zrobione i czekam na wyjście. Włączam muzykę, bo na film to już za krótko. Chociaż może i nie... Ale przedpołudnia są zarezerwowane dla muzyki. Ostatnio tak sobie bez przerwy myślę, jak bardzo chce mi się śpiewać, ale nie ma jednak jak. Mogę tylko szeptem, pod nosem, ale to nie rozrusza moich zastygłych płuc i zasypiającej przepony. Bo śpiewa się wyłącznie z serca i z sercem. Umiem tylko całą sobą, do ostatniego atomu powietrza, które w siebie wchłonęłam. Za pierwsze, większe zarobione pieniądze, kupię sobie pianino cyfrowe z 88 klawiszami. Gitary już nie ma, z bardzo błahego powodu. I tak... tak właśnie. Nie ma już wielkiej sali, głośników i mikrofonu, jednego krzesła i ciszy, którą mogę wypełniać. Teraz sama jestem ciszą i tylko w myślach wydaję z siebie te najwyższe dźwięki. Ale nic to. Kiedyś przyjdzie czas, na wszystko przyjdzie czas. Na razie muszę skupić się na pracy licencjackiej, na dokończeniu pierwszego rozdziału. Muszę ogarnąć zaliczenia. Niedługo usiądę i zacznę także projektować swój album. Wybierać zdjęcia, tworzyć słowa. No bo tak. Taka mała niespodzianka. Pewnie w okolicach czerwca będzie do kupienia mój album, który zarówno będzie moim dyplomem licencjackim. Ale ciiii... :) Nic więcej nie powiem. 
Także... Nabazgroliłam tu coś, wstawiłam kolejne zdjęcie, bo lubię je tu wstawiać, przesłuchałam kilka utworów. I mimo, że za oknem czarno-biały świat, to jakoś tak żywo i pięknie i energia mnie rozpiera.

1 komentarz:

  1. dłonie na zdjęciu jak arytmicznie bijące serca, rozgrzane przy formowaniu szkło, pierwotnie, słowiańsko rozśpiewane...może ten niewyśpiewany śpiew tak znalazł częściowo ujście ;)

    OdpowiedzUsuń