sobota, 10 grudnia 2011
żółty melonik
Dni płyną przedziwnie. Ni to szybko, ni to wolno... Może po prostu zgodnie z obowiązującym czasem środkowoeuropejskim zimowym. Przez tych kilka dni za bardzo przyzwyczaiłam się do słońca i ciepłego powietrza przeplatającego się pomiędzy włosami. Polska pogoda zastanawia się na razie czy zesłać nam śnieg jak mannę z nieba, czy jeszcze ulice wlewać nam do butów wraz z deszczem. W kremowym luźnym swetrze krzątam się po domu od czasu do czasu wypijając kubek herbaty, filiżankę kawy bądź szklankę wody. Wieczorami siadam na sofie z kieliszkiem Porto w jednej dłoni, i z Tobą w dłoni drugiej. Taki jest mój początek odległej zimy, na którą, jak nigdy, czekam. Cichy. Powolny. Spokojny. Pełny muzyki i chęci na śpiew i taniec. Taki śpiew całą sobą. Bo mam dość nucenia pod nosem.
Pa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
miły ten początek;)domowy,ciepły.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam M.