niedziela, 4 grudnia 2011

wrócili

Mieszkanie mieściło się 5 minut od dworca Roma Trastevere, ale my szukaliśmy go 1,5 godziny, przechodząc obok jakieś 10 razy. Klatka 104 wydawała się klatką widmo, gdyż między numerem 102 a 106 nie było nic... do czasu, gdy J. nie podszedł bliżej i zobaczył trzy złote cyfry kryjące się z wrednym uśmiechem za palmą. Pokój z łożem małżeńskim, z wyjściem na taras, na którym jedliśmy śniadania i piliśmy wino ( nie ma to jak Włochy... przepyszne wino za niecałe 2 euro... ). Długie spacery, przedługie. Od rana do nocy. Kilkadziesiąt kilometrów schodzonych przez 5 dni ( pod koniec nasze nogi odmawiały posłuszeństwa, dlatego z Tyber jeździliśmy na gapę tramwajem... aczkolwiek, pierwszego wieczora, przeszliśmy tyle nieubłaganych kilometrów, a na dodatek nie dogadaliśmy się co do drogi powrotnej, także tego wieczora moje nogi były tak rozjechane na boki i tak mnie bolały biodra, iż stwierdziłam, że czuję się jakby wydymało mnie 15 murzynów, z czego J. śmieje się do dziś ). Watykan i Bazylika św. Piotra , Forum Romanum, Kolumna Trajana, Kościół Il Gesu ( znaleziony przez przypadek ), Panteon, Piazza Navona z festynem świątecznym i karuzelą, Fontanna Di Trevi , Schody Hiszpańskie, Plac Argentina, gdzie mieszka kilkadziesiąt kotów, Festiwal Czekolady na Trastevere ( wybrałam białą z kandyzowanymi truskawkami ) i mnóstwo innych miejsc, setki małych uliczek zatybrza i tych po drugiej stronie Tybru. Najprawdziwsze lody pistacjowe. Przepyszna pizza z grillowanym bakłażanem i pomidorami ( smak niepowtarzalny ), ciasto z cytrynowym kremem jedzone przy Bazylice św. Piotra. Cukiernie, pizzerie, restauracje z przepięknymi wnętrzami. Sklepy o witrynach jak z bajki. Ten gwar i hałas i donośny głos. Magia. Mogłabym wspomnienia wymieniać godzinami, ale nie da się tego ogarnąć. I tego bezchmurnego nieba z lejącym się słońcem na nasze twarze. I tych zapachów i kolorów. Chce się tam wracać jak najszybciej...

1 komentarz: