środa, 2 listopada 2011

dziś.

Dzisiaj jest dzień, w którym nie rozmawiam nawet z samą sobą. Chcę tylko butelki wódki i czegoś słodkiego, co można do niej dolać. I jeszcze pewnej ciszy, której nie umiem nazwać, tak jak nie umiem nazwać dzisiejszego dnia. Jest albo go nie ma. Jakaś dziwna materia bez kształtu. Dzisiejszy dzień mógłby przybrać formę naczynia, w którym się znajduje, to znaczy znajdowałby się, gdybym miała jakiś alkohol, w jakimś kieliszku albo szklance, w czymkolwiek takim. Nie wynika to bynajmniej z żadnego nieszczęścia czy czegoś na ten kształt. Jest po prostu jakoś tak, jakby wcale nie było. Jakby mnie nie było ani pogody, ani nawet ścian. A ja chętnie zamknęłabym się w czterech ścianach, pod sufitem , nad podłogą i nic nie myśląc chciałabym płakać, krzyczeć albo po prostu milczeć w nieskończoność tego "dnia". Smutek mam we krwi, taki nie-wiadomo-skąd i czasem mnie nawiedza i wtedy muszę być cicho, by nikogo nie zranić. A jest kogo ranić. A nie wolno za wszelką cenę. I mogłabym mu o tym wszystkim powiedzieć, ale nie potrafię. Resztkami własnej woli uśmiecham się i jako tako powstrzymuję łzy. bo przecież nic złego się nie stało. To tylko chwilowy spadek nastroju, chwilowy spadek mnie w głębiny, które zawsze są ciemne i zimne. Szukam jakiegoś wyjścia, liny, drabiny, schodów na górę, z Hadesu na ziemię. I tylko nie odwracać się za siebie.

Orfeuszu nie odwracaj się, bo Eurydyka na zawsze zostanie w podziemiach.

4 komentarze:

  1. dziwny ten dzień, ja dzisiaj najchętniej okryłabym się jakaś peleryną by nikt mnie nie zauważał..

    OdpowiedzUsuń
  2. I,jak będzie z tym zdjęciem? chcę je wykorzystać w nagłówku na blogu;)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. tak, jeśli będzie podpisane linkiem do mojej strony czy bloga czy czymś ;)

    OdpowiedzUsuń