środa, 15 czerwca 2011

Ty skaczesz, ja skaczę...


- Rozeszliśmy się.
- Jak to?
- Tak zwykle. Banalnie. Jak wszyscy. Nie mogąc spojrzeć sobie w oczy. Z wymuszoną złością, by zakryć łzy. Z udawanym uśmiechem, by móc jeszcze złapać oddech.
Rozeszliśmy się. Nasze drogi się rozeszły. Na północ i południe. Myślałam, że jak rzeki, w pewnym momencie zeszły się w jedną i razem miały wpadać do morza. A okazało się, że to było tylko skrzyżowanie na drodze dwupasmowej i po zmianie świateł na zielone każde z nas ruszyło w inną stronę.
- I co teraz zrobisz, Mała?
- Chciałam to wszystko rozpieprzyć. Naprawdę. Chciałam iść nad wodę i z wściekłością powiedzieć miałeś nauczyć mnie pływać. I wziąć się w cholerę wrzucić do tej wody i już z niej nie wyleźć. Miałam sobie przeciąć tętnicę szyjną, że niby przez przypadek przy obieraniu truskawek z szypułek. Ale cholera nie mogłam. Może jakbym miała pistolet, to zrobiłabym to bardziej spektakularnie. Tak na śmierć. Ale, cholera, to bez sensu. W sumie to już prawie wypłakałam wszystkie łzy. Czasem tylko wyrywa się ze mnie krzyk i duszę się powietrzem. Ale to tylko, gdy jestem sama w domu. Bo wiesz... gdy ludzie pytają co u mnie, mówię im, że w porządku. Wiem, że kłamię jak z nut. W sumie to zawsze kłamałam. W końcu nie mogę pokazać, że nie jestem aż tak silna jak im się wydaje.
- Czemu zatem mówisz mi o tym?
- Nie wiem. Chyba dlatego, że jesteś pierwszą osobą, którą spotkałam po tym rozstaju dróg i nie jestem już na tyle silna, by powstrzymać swój smutek. I bardzo Cię za to przepraszam. I proszę... Nie wątp w miłość. Ona istnieje mimo, iż czasem trzeba odejść od ukochanej osoby.
- Jak mam nie wątpić, gdy widzę Cię taką? Ciebie, która zawsze mówiła, że miłość to szczęście. Jak mam nie wątpić?
- Po prostu. Uwierz w nią jeszcze bardziej. Ty uwierz w miłość, a ja może uwierzę, że może jeszcze go spotkam, może w następnym życiu... już tak bez przeszkód...już tak na tej samej drodze... będzie szedł z naprzeciwka... stanie przede mną i pójdziemy razem w jedną stronę...



3 komentarze: