wtorek, 5 kwietnia 2011

sny

śnił mi się koniec świata... byłam w "domu"... zerwała się przeogromna wichura i było słychać grzmoty. nagle słońce zniknęło z nieba, a w pole naprzeciwko mojego okna, przez które patrzyłam, uderzyła jakby potężna, krwisto czerwona błyskawica. huk...i koniec... zmiotło wszystko, co żywe z powierzchni ziemi. a ja patrzyłam na to i sekundę przed śmiercią powiedziałam ..... imię. I nagle cisza. Ciemność. We śnie nie czułam nic. Nie było. nic. To było tak realne. I obudziłam się. I nadal świat istnieje.



1 komentarz: