wtorek, 29 stycznia 2013

444. po

                                                                                 
fot. Jacek Gąsiorowski





Emocje po ostatnim weekendzie powoli schodzą, choć w pamięci nadal przewijają się wspomnienia i uśmiechy tych dni. Wspaniały czas, który pobudza myśli, przynosi natchnienie - ten czas znów powrócił po niecałym roku przerwy w prowadzeniu warsztatów. Zima sprzyja takim spotkaniom, gdy sezony się kończą, gdy ciepłe słońce i długie dni kończą się, a my wszyscy czekamy na nie, by znów móc wyjść z aparatem w plener i zapomnieć o świecie. Dlatego w takie dni postanawiamy prowadzić warsztaty, aby ludziom trochę przyspieszyć powrót do fotografowania, a także w tej przerwie móc spojrzeć trochę inaczej, nauczyć się czegoś nowego - nowego spojrzenia, w tym przypadku analogowego i na dodatek średnioformatowego. Trzask otwieranych kominków wprowadza w inny, nieznany naszym gościom, świat. To prawda - rzeczywistość widziana na kwadratowej matówce jest zupełnie inna i zmienia się nie do poznania - pięknieje, jaśnieje, układa się w całość. Czy nasi goście potrafią się później z tego widoku wyleczyć? Chyba nie. Nawet jeśli nieliczni z nich nie kupują średniego formatowego aparatu - to ta plastyka i ten świat zostaje w ich wspomnieniach zawsze owiany zachwytem.  
Ten czas ostatnich weekendowych dni wspominam bardzo miło i ciepło, mimo trzaskającego równie głośno jak migawka aparatu mrozu za oknem.  Ciekawe doświadczenia, gdy spotyka się pięcioro ludzi z zupełnie innymi spojrzeniami. Każdy szuka czegoś innego. Ale oni jeszcze nie wiedzą, że średni format rządzi się własnymi prawami, nie mogą tego zobaczyć od razu, bo nie istnieje podgląd, nie istnieje karta, którą po chwili niepewności można szybko wsunąć w czytnik i zobaczyć co tam się stało. Nie można tego, co się zrobiło poprawić. Myślę, że wszyscy uczą się na swoich błędach, które skontrastowane z nie-błędami, dają do myślenia, pozwalają dążyć dalej. 
Pierwsze koty za płoty. Nasza Trójka wymęczona wielogodzinnym skupieniem, poznawaniem, podnieceniem. Ja wymęczona wielogodzinnym zatrzymywaniem siebie, patrzeniem w jasność za oknem, która nam sprzyjała, mimo strachu, że będzie to kolejny, ciemny dzień. I Jacek nadzorujący po cichu i podtrzymujący atmosferę niepewności. 
Piękny czas. Muzyka. Uśmiechy. Fotografia. Przecudowni ludzie, którzy napędzają wszystko wokół swoim optymizmem. Chmury rozstępują się na szarym niebie i wychodzi błękit. To pewnie dzięki tej cudownej atmosferze. 

Pożegnaliśmy te dni, ale miejmy nadzieję, że nie pożegnaliśmy ludzi, że było to tylko " do zobaczenia", tak jak bywało w zeszłym roku, który wzbogacił nasze życie o nowych, ciekawych ludzi, których my z kolei wzbogaciliśmy o nowe doświadczenia. 

Zapraszam serdecznie na kolejny raz, który osadziliśmy w kalendarzu na 9-10 lutego. To czas, w którym można się zatrzymać, zwolnić, a dzięki temu ruszyć z pełnym oddechem do przodu. 



czwartek, 24 stycznia 2013

443. zbieractwo


 Gdy nie stać cię nawet na kupienie kartki lub zegara z danej części świata, zaczynasz zbierać i upychać po książkach wszystko, co zwróci Twoją uwagę idąc ulicami miasta, szperając na strychach starych domów.

1. Czterolistna koniczyna z wyjścia do sklepu.
2. Pomarańczowe maki ze Stavanger.
3. Motyl z Warmii.
4. Motyle płucka kradzione z czyjegoś ogrodu.
5. Róża z Norwegii.
6. Wiecznie smutne suszki, zwinięte z tęsknoty, przyniesione z pola.

---

http://bialy-kolnierzyk.blogspot.com/ new stuff.

niedziela, 20 stycznia 2013

440. nie no, kurwa

26 czerwca 2012




Nie oglądam, bo jestem już zmęczona. Nie patrzę. 
Potrzebuję odstępu. Ciemności. 
Przestrzeni. W której wieje mądry wiatr. 


czwartek, 17 stycznia 2013

439.


Wypadają z kątów kartki zarysowane starym bólem i roznoszą wokół siebie woń zjełczałego strachu.



wtorek, 15 stycznia 2013

438.


czas się nie zabliźnia 
wszystko czerwienieje
bólem


środa, 9 stycznia 2013

436.


























Uciec po wierzchołkach drzew. Jak najdalej. Stąd.

niedziela, 6 stycznia 2013

435.

Witajcie!  Czy ja ostatnio nie za mało piszę? Może się rozleniwiłam. A może za dużo rozmawiam całymi dniami i nie mam ochoty później wałkować tego palcami na klawiaturze i rozgrzewać dyskusji z czytelnikami ( jeśli tacy są jeszcze ) i klepać znów o tym samym :) Wybaczyć proszę mi. Jest tak, że ciągle szukam pracy, a w między czasie dziergam biżuterię, żeby móc jakoś choć dorobić ( tutaj zapraszam ciekawskich i chętnych :) http://bialy-kolnierzyk.blogspot.com/  ) i cieszę się, większość tego, co zrobiłam zostało sprzedane i wszyscy sobie chwalą i mnie to bardzo cieszy :). Jest tak, że narobiłam zdjęć takich, że hoho!, że mam miliony pomysłów czy po prostu ogromne chęci i tę iskrę samowyzwolonej inspiracji wewnętrznej. Ostatnio też borykam się z największą zmorą artysty, czyli selekcją swoich prac, bo się wybieram na konsultacje. O tak. Poza tym, ciągle się choruje, jakiś taki człowiek zasiedziały przez tę ciemnicę wiekuistą za oknem. Humor rozświetla tylko "Kapela ze Wsi Warszawa", choinka, którą szkoda rozebrać i to, że jeszcze żyjemy.

Aha. P.S. Tam z boczku jest taki obrazek z blogiem roku, że niby biorę udział... Jak kiedyś przyjdzie czas na głosowanie, to może niech chociaż jedna osoba zagłosuje czy coś, żeby nie było obciachu, że kilkaset wejść dziennie, a mają mnie w dupie :P